Straż Miejska wydała wojnę tym, którzy chcąc uniknąć opłat za wywóz śmieci i wyrzucają je do pobliskiego lasu lub kontenerów na drugim końcu miasta.
Antoni K., mieszkaniec ulicy Lubelskiej na poboczu drogi spalał domowe nieczystości. Był zaskoczony, gdy Sławomir Białach, inspektor SM nakazał mu ugasić ogień. Jeszcze większe zdziwienie okazał, gdy inspektor poprosił go o rachunki za wywóz śmieci. Pokazał tylko dwa pokwitowania. – Pracownicy, którzy zabierają odpady biorą 5 zł, ale kwitków nie wydają – poskarżył się. Tym razem nie został ukarany. Jeżeli sytuacja się powtórzy, będzie musiał zapłacić 100 zł kary.
– W okresie zimowym pojemniki powinny być opróżniane co najmniej raz w miesiącu. Od maja do końca września dwa razy w miesiącu – mówi Białach.
Inspektor otrzymuje kolejny sygnał. Tym razem z ul. Janowskiej. Administrator osiedla Budomeksu zauważył mężczyznę, który podjechał pod kontener, wyjął z samochodu trzy duże worki i wrzucił do śmietnika. – Ustaliliśmy już numer rejestracyjny pojazdu – mówi komendant Nędziak. – Wezwiemy tego pana na rozmowę. Niech się wytłumaczy, dlaczego przejechał pół miasta, żeby podrzucić komuś śmieci.
Postępowaniem bialczan oburzony jest Rudolf Somerlik, dyrektor gabinetu prezydenta miasta. Uważa, że tych, którzy podrzucają śmieci innym lub wywożą je do lasu, trzeba karać z całą surowością. – Koszty sprzątania po nich są kilkakrotnie większe niż cena, którą musieliby zapłacić za opróżnienie domowych śmietników – mówi. •