Mieszkańcy Przechodziska (gmina Drelów) nie zgadzają się na rozbudowę chlewni, którą planuje rolnik z tej miejscowości. Pod protestem podpisało się blisko 60 osób. Wójt gminy zapewnia, że mocno bierze pod uwagę ich głos.
W grudniu do gminy wpłynął wniosek Karola Szykuta w sprawie wydania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla budowy chlewni.
– Uciążliwy odór gnojowicy obniży komfort życia nie tylko mieszkańców Przechodziska, ale także ościennych miejscowości – przypuszcza Andrzej Mironiuk, radny powiatowy.
W miejscowości na co dzień nie mieszka, ale jego rodzina ma tam nieruchomości. Pod protestem podpisało się 58 osób. – Ta chlewnia ma powstać w centrum miejscowości, więc dotknie to wszystkich – zauważa Mironiuk.
Inwestor chce na swojej działce postawić dwie chlewnie, w których zamierza hodować ponad 4600 sztuk trzody chlewnej. Teraz, w swoim gospodarstwie trzyma już 500 świń. – W tej miejscowości jest pięknie i spokojnie. Są plany budowy drogi asfaltowej. Jest wodociąg. Jeśli inwestycja dojdzie do skutku, to wartość naszych nieruchomości spadnie – dodaje radny powiatu bialskiego.
Z planów inwestora wynika, że gnojowicę miałby wywozić na okoliczne pola uprawne. – To może stanowić zagrożenie ekologiczne – obawiają się mieszkańcy.
Młody rolnik Karol Szykut nie jest chętny do rozmowy. – Udzieliłem już wywiadu dla tygodnika „Słowo Podlasia”. Czekam na możliwość zorganizowania spotkania z mieszkańcami. To dla mnie bardzo ważne – ucina. – Przez ASF zostaliśmy jedynym gospodarstwem w gminie, które hoduje taką ilość świń. Do rozwoju gospodarstwa zmusza mnie system ich odbioru. Zakłady mięsne zakładają tylko odbiory całosamochodowe, inaczej nie opłaca im się przyjeżdżać. Przy sprzedaży małych partii hodowla przestaje być opłacalna. Obecnie mam na chlewni 100 macior, zatem tuczniki muszę mieć gdzie trzymać. Aby utrzymać gospodarstwo, muszę mieć możliwość tuczu, niestety sprzedaż prosiaków nie jest dochodowa – powiedział dla „Słowa Podlasia” Szykut. Jednocześnie, nie krył zaskoczenia skalą protestu. Poza tym, wyjaśniał gazecie, że pod uwagę bierze dwa warianty lokalizacji chlewni. Jeden zakłada kilkusetmetrową odległość od zabudowy mieszkalnej. Zapewnia też, że w jego chlewni ograniczona będzie emisja amoniaku.
Do gminy wpłynęła póki co pozytywna opinia z Urzędu Marszałkowskiego. – Opinia została wydana na podstawie przedłożonego raportu oddziaływania przedsięwzięcia na środowisko. Poinformowaliśmy również wójta gminy Drelów, że nie jest prawnie związany stanowiskiem organu opiniującego, a tym samym przedmiotowa opinia nie jest dokumentem wiążącym, co do istoty rozstrzygnięcia sprawy – zaznacza Remigiusz Małecki, rzecznik urzędu.
Wójt gminy Piotr Kazimierski deklaruje, że głos mieszkańców jest dla niego ważny. – Nie można nie uznać ich racji. To inwestycja planowana w centrum miejscowości. Te fetory będą uciążliwe. Inwestor może zarobić, a mieszkańcy stracą – zauważa wójt.
Jego zdaniem, prawnie trudno to właściwie rozegrać. – Wójt ma wydać decyzję środowiskową, ale jeśli opinie instytucji będą pozytywne, to nie ma wyjścia – dodaje.
Kazimierski zwraca też uwagę, że taka inwestycja nie przynosi zbyt wielu dochodów gminie. – Takie instalacje, jak fermy drobiu, czy chlewnie podlegają pod podatki działów specjalnych produkcji rolnej i trafiają bezpośrednio do Skarbu Państwa – tłumaczy.
W ocenie władz gminy, korzystne byłoby spotkanie wiejskie. – Ale przez Covid-19 nie możemy tego zorganizować. Poczekamy, może obostrzenia się zmienią. Liczę, że dojdzie do kompromisu i obie strony się domówią. Będę o to zabiegał – przyznaje Kazimierski.
Natomiast, jeśli to się nie uda, to gmina będzie kwestionować zapisy raportu oddziaływania na środowisko. W sprawie planowanej inwestycji nie wypowiedziały się jeszcze m.in. sanepid czy Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska.