Pracownice Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej przez miesiąc kazały uzupełniać dokumenty osobie, która ma problemy z poruszaniem się. Mężczyzna starał się o nowe protezy nóg, a urzędniczki ciągle go odsyłały z kwitkiem.
- Są już stare, każdy krok sprawia mi ból, bo wżynają się w ciało. Pojawia się krew. Obawiam się, że mogę mieć dodatkowe kłopoty z kręgosłupem - opowiada pan Andrzej, który próbował w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej załatwić dofinansowanie zakupu nowych protez. Chodziło o pieniądze z budżetu MOPS i Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Urzędniczki z MOPS cztery razy odsyłały mężczyznę poruszającego się na protezach i o kuli, żądając kilka razy aktualizowanych zaświadczeń z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Najpierw życzyły sobie dokumentów z 2008 roku, następnie z tego roku.
Chodziło o potwierdzenie wysokości pobieranej renty. I pan Andrzej zaciskał zęby, i wspinał się po schodach w ZUS i MOPS, i znów w ZUS, i jeszcze raz w MOPS. Na dodatek, w ZUS musiał stać pół dnia, gdyż nikt z osób w ogonku nie chcieli go przepuścić bez kolejki.
- Dziwne było to zawracanie głowy z kolejnymi zaświadczeniami. Przecież wystarczyłoby przedstawienie samej decyzji ZUS na obecny rok - uważa inwalida.
Sprawa ciągnęła się tygodniami, ciągle nie było podpisu na zleceniu dotyczącym dofinansowania protez.
- Ale najgorsze było to, co usłyszałem od jednej z pracownic MOPR. "Po co panu protezy”, powiedziała i zabrzmiało to jak drwina. Odpowiedziałem tej pani, że mogę się z nią zamienić. Usłyszałem też, że jak mi dadzą pieniądze, to nie będzie dla dwóch innych osób. Nie jestem nerwowym człowiekiem, ale kiedy usłyszałem takie komentarze, niemal się z bezsilności rozpłakałem - opowiada Filipiuk.
Beata Domańska, wicedyrektor MOPS, potwierdza, że z Andrzejem Filipiukiem, który od wielu lat ma I grupę inwalidzką, jest "specyficzna sytuacja”. - Ten pan dostanie dofinansowanie zakupu protez. Staramy się doprowadzić do tego. Konieczne jednak było udokumentowanie dochodów.
Raz dochód był źle policzony, raz ZUS wystawił niewłaściwe zaświadczenie, a niedawno zmieniły się przepisy. Nasi pracownicy muszą sprawdzić, czy pan Pilipiuk spełnia wymogi, abym mogła podpisać decyzję o dofinansowaniu dwóch protez - wyjaśnia wicedyrektor i dodaje, że inwalida nie musi wchodzić po schodach, lecz może załatwić wszystko, co chce na parterze ośrodka. Wystarczy, że przejdzie przed podjazd.
- Za każdym razem musiałem wchodzić po schodach - zaprzecza Filipiuk.
Więcej szczęścia miał pan Andrzej w bialskiej Delegaturze Narodowego Funduszu Zdrowia i w protezowani przy ul. Warszawskiej. Tam umożliwiono mu skontaktowanie się z Międzywojewódzką Usługową Spółdzielnią Inwalidów MUSI w Lublinie, gdzie zgodzono się na rozpoczęcie wykonywania protez.