Na osiedlowych uliczkach niedaleko dworca PKP w Białej Podlaskiej mieszkańcy stawiają znaki zakazujące wjazdu obcym. Denerwuje to sąsiadów, bo to pod ich oknami parkują kierowcy.
- Nikt nie zadba o zagospodarowanie zatoczek i innych wolnych placów, na których można wybudować parkingi. Jest wiele wspólnot mieszkaniowych, które nie współpracują ze sobą. I dlatego trwa wyścig przy parkowaniu w błocie lub na krawężniku przed mieszkaniem - dodaje pan Tadeusz, który uważa, że ludzie się boją, że przy wjeżdżaniu na teren objęty zakazem, mogą zapłacić mandat.
Tymczasem niedaleko jest rozległy, niezagospodarowany teren, na którym mógłby powstać kolejny parking.
- Poza pasem drogi publicznej wspólnoty mieszkaniowe mogą dowolnie stawiać sobie znaki. Nie powodują one jednak żadnej odpowiedzialności karnej i administracyjnej. Nie możemy wyciągać konsekwencji wobec wjeżdżających tam kierowców. Reagujemy jedynie wtedy, jeśli stwarzają zagrożenie dla bezpieczeństwa innych osób - wyjaśnia Artur Żukowski, komendant Straży Miejskiej w Białej Podlaskiej. - Teoretycznie wspólnota może skierować sprawę do sądu cywilnego wobec obcego kierowcy, który nie zastosuje się do tego znaku. Ale czy warte to zachodu... - zastanawia się komendant.
Na dodatek strażnicy mają problem z mieszkańcami dzwoniącymi w sprawie tych znaków. Większość administracji wspólnot mieszkaniowych jednak już wie, że ich znaki nie są obowiązujące i służby porządkowe nie mogą wyciągać konsekwencji wobec osób, które je lekceważą. Choć Artur Żukowski przyznaje, że odpowiadające za teren i dojazd do budynków wspólnoty mieszkaniowe powinny mieć zagwarantowane prawo do wyłączenia drogi do swego budynku i parkingu. Za to ludzie płacą podatki i czynsz.
Cezary Grochowski, oficer prasowy bialskiej Komendy Miejskiej Policji, zauważa też, iż wspomniany znak przy ul. Kościuszki 16 nie ma mocy prawnej, ale wyraża wolę właściciela terenu. - Właściciel terenu może wystąpić jednak wobec niesfornego kierowcy na drogę sądową z powództwa cywilnego - podkreśla.