Ciężko chorą kobietę odesłały dwa szpitale: w Radzyniu Podlaskim
i Białej Podlaskiej. Zmarła w drodze do trzeciego. Lekarze, którzy odmówili jej przyjęcia, nie poniosą żadnej kary.
55-letnia Danuta Dejczman od lat była chora na stwardnienie rozsiane. 2 czerwca ub. roku straciła przytomność. Następnego dnia zgłosiła się do lekarza rodzinnego, który skierował ją do szpitala. Kuzynka zawiozła chorą do Radzynia Podlaskiego. Neurolog nawet nie zbadał kobiety. Odmowę przyjęcia do szpitala uzasadnił brakiem miejsc. Chora pojechała więc do Białej Podlaskiej. Tam zbadał ją lekarz, który przepisał leki i odesłał do domu. Według niego jej stan był dobry.
Tymczasem chora zmarła w drodze do kolejnego szpitala. Według Zakładu Medycyny Sądowej w Lublinie przyczyną zgonu był tętniak.
– Skoro zmarła oznacza to, że lekarze zbadali ją powierzchownie – komentuje Adam Sandauer, prezes Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere. – Apeluję do prokuratorów o dokładniejsze analizowanie opinii biegłych i o zadawanie im dodatkowych pytań. Prokuratury zbyt pochopnie umarzają sprawy.
Według Adama Sandauera błędy medyków są traktowane zbyt łagodnie również przez sądy lekarskie działające przy okręgowych izbach lekarskich. Ani razu nie odebrały lekarzowi prawa do wykonywania zawodu.
W 2002 r. dr Janusz Hołysz, rzecznik odpowiedzialności zawodowej przy Okręgowej Izbie Lekarskiej w Lublinie przyjął 76 skarg. Tylko 4 sprawy skierował do sądu lekarskiego z wnioskiem o ukaranie. Pozostałe oddalił lub umorzył. Sąd rozpatrzył dwie z nich, orzekając prawomocnie jedną naganę i jedno upomnienie.
Prof. Andrzej Nowakowski, prezes lubelskiego Okręgowego Sądu Lekarskiego zapewnia, że każda sprawa była rozpatrywana obiektywnie i starannie.
W ocenie pokrzywdzonych osób lekarski wymiar sprawiedliwości kieruje się przede wszystkim źle pojętą solidarnością zawodową. – Zamiast likwidować miejsca zagrożeń w służbie zdrowia tuszują błędy i przestępstwa – mówi Adam Sandauer.