Dwaj czołowi działacze PO przeszli na stronę opozycji i uniemożliwili prezydentowi dokonanie zmian w budżecie. Jeden ze skutków - nici z podwyżek dla nauczycieli.
- Nie widzę możliwości współpracy z nim. Zieje złością i prowadzi prywatne rozgrywki - tłumaczy.
Prezydent ostrzegł, że "miecz wisi” też nad wiceprezydentem Adamem Wilczewskim (PO). W przypadku dalszej blokady budżetu i on zostanie odwołany ze stanowiska.
Tak gwałtowne reakcje Czapskiego mają swoje źródło w głosowaniach na ostatniej sesji Rady Miasta. Większość radnych sprzeciwiła się zmianom w budżecie. W czwartek prezydent zwołał konferencję prasową, by ogłosić, jakie będą skutki decyzji radnych.
Stwierdził, że opozycja zastopowała mu możliwość pobrania kredytu lub wyemitowania obligacji na 27,5 mln zł. Grozi to teraz utratą płynności finansowej. Rada nie pozwoliła też na rozdysponowanie zwiększonej subwencji, która w znacznej części przeznaczona jest na wzrost wynagrodzeń nauczycieli. Miasto nie może wykorzystać też unijnej dotacji w wysokości 110 tys. zł na realizację programów oświatowych w dwóch zespołach szkół.
Zapewnia jednocześnie, że nie prowadzi prywatnych rozgrywek, o co oskarża go prezydent. - Niech zgłosi wniosek o moje odwołanie. Nie jestem przyspawany do tej funkcji - mówi przewodniczący. Przyznaje, że przedwczoraj otrzymał od prezydenta wniosek o zwołanie nadzwyczajnej sesji w najbliższy czwartek. Zawiadomił o tym radnych.
Adam Wilczewski, zastępca prezydenta i zarazem przewodniczący koła miejskiego PO, zapowiada, że do środy zbierze się miejscowy zarząd partii i podejmie decyzję, co dalej z koalicją. - Rozumiem, że nerwowość wkradła się do spraw budżetowych. A tu trzeba spokoju - apeluje.