W listopadzie 2016 roku przeżyli pożar domu, teraz rodzina Pawlaków z Wisek (gm. Tuczna) obawia się, że sąd odbierze im dzieci
– Nasze dzieci są zadbane, ubrane, nakarmione. Kochamy je i poświęcamy im całe życie – mówi Julia Pawlak, matka czwórki dzieci w wieku od 1 roku do 6 lat.
W 2016 roku spaliło się poddasze ich domu. Dzięki pomocy darczyńców małżeństwu udało się odbudować to, co zniszczył ogień. Ale przy okazji wyszło na jaw, że Pawlakowie postawili dom bez wymaganych przez prawo budowlane pozwoleń. W związku z tym Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej zwrócił się do Sądu Rejonowego w Białej Podlaskiej o wgląd w sytuację dzieci.
– GOPS obawia się, iż obecne warunki mieszkaniowe mogą zagrażać bezpieczeństwu życia i zdrowia rodziny, w tym małoletnich dzieci – uzasadnia Małgorzata Zińczuk, kierownik ośrodka.
Urzędnicy twierdzą też, że rodzina Pawlaków m.in. zrezygnowała z asystenta rodziny. Jednocześnie kierownik Zińczuk zapewnia, że składając wniosek do sądu, GOPS nie miał intencji odebrania dzieci. Chciał jedynie spowodować, aby Pawlakowie nawiązali ściślejszą współpracę z ośrodkiem.
Tymczasem, jak informuje Agnieszka Semeryt z biura prasowego Sądu Okręgowego w Lublinie, już 7 grudnia Sąd Rejonowy w Białej Podlaskiej wszczął postępowanie opiekuńcze w zakresie władzy rodzicielskiej nad małoletnimi dziećmi. – Celem postępowania będzie ustalenie, czy dobro dzieci nie jest zagrożone – zaznacza Agnieszka Semeryt.
26 stycznia odbędzie się pierwsza rozprawa. – Po przeprowadzeniu postępowania dowodowego sąd podejmie decyzję w zakresie ewentualnej konieczności ingerencji we władzę rodzicielską oraz określi sposób tej ingerencji – dodaje.
Rodzina ma żal do gminy. – Chcieliśmy polepszyć warunki naszym dzieciom i zaczęliśmy budować, ale na projekty, które kosztują blisko 10 tys. zł nie było nas wówczas stać – wspomina pani Julia. – Pani kierownik GOPS była na budowie i dobrze wiedziała, co robimy, a teraz twierdzi, że dopiero po pożarze dowiedziała się, że dom powstał bez pozwoleń. A to nieprawda – podkreśla Pawlak.
Po pożarze domu rodzina chciała uregulować sprawy administracyjne. – Wójt obiecał, że nam pomoże, przyjechali do nas jacyś ludzie z biura architektonicznego z projektem, ale w starostwie powiatowym powiedzieli, że nam tego nie przyjmą, bo nie ma odpowiednich pieczątek. Zaraz po pożarze był też u nas przysłany przez wójta inspektor nadzoru budowlanego i stwierdził, że dom nadaje się do remontu. Ale teraz nie możemy uzyskać takiego zaświadczenia – dodaje Julia Pawlak. Jej zdaniem nie ma żadnego dokumentu orzekającego, że dom zagraża bezpieczeństwu dzieci.
Wójt Zygmunt Litwiniuk przekonuje, że rodzina otrzymała pomoc od gminy. – Zrobiliśmy to, co w naszej mocy. Przedsiębiorcy gratisowo wykonali mapy do celów projektowych, a także projekt przebudowy, przekazali Pawlakom dokumentację. Ale później rodzina nie dopilnowała, aby złożyć wniosek w starostwie. A prawo jest prawem – podkreśla wójt gminy Tuczna.
Według niego, rozwiązaniem jest teraz wniesienie 50 tys. zł opłaty legalizacyjnej. – Otrzymaliśmy pismo z kancelarii Prezydenta RP z prośbą o wyjaśnienie tej sprawy. Być może uda się stworzyć jakiś precedens i państwo Pawlakowie zostaną zwolnieni z tej opłaty – zastanawia się Litwiniuk. – Jest dylemat w kwestii stanu tego budynku. Dlatego pani kierownik GOPS skierowała wniosek do sądu. Nie widzę powodów, aby odbierać im dzieci – zaznacza jednocześnie wójt.
– Studiowałam pedagogikę wczesnoszkolną w Białymstoku, ale rzuciłam, żeby poświęcić się dzieciom i rodzinie. Nie pijemy, w domu nie ma przemocy. Za co chcą nam odebrać czwórkę kochanych dzieci? – pyta pani Julia. Rodzina udostępnia numer telefonu - 512 790 557- dla tych, którzy chcieliby udzielić im pomocy.