Jerzy Styczyński, radny powiatu parczewskiego, nie złożył oświadczenia majątkowego w wymaganym prawem terminie.
- Kto mnie teraz ma odwołać, skoro wybrało mnie aż 626 wyborców - pyta oburzony radny. - Otrzymałem najwięcej głosów ze wszystkich radnych powiatowych! Może jeszcze mam iść do więzienia? - próbuje żartować Jerzy Styczyński, były wójt Siemienia i były już radny.
Styczyński tłumaczy, że zrobił wszystko jak należało, bo pierwsza dwuczęściowa sesja ze ślubowaniem skończyła się 5 grudnia. A on swoje oświadczenie majątkowe oddał 3 stycznia przewodniczącej Rady Powiatu. Akurat w tym dniu było posiedzenie komisji. Uważa, że zrobił to nawet przed czasem, bo termin miał do 5 stycznia.
Halina Żelazowska, przewodnicząca Rady Powiatu, jest zdumiona tym, że znany i szanowany od kilkunastu lat samorządowiec zbagatelizował wymóg prawa. Twierdzi, że radny najpóźniej 27 grudnia powinien oddać swoje oświadczenie, bo ślubował 27 listopada. - Jemu pomyliły się terminy. Przez dłuższy czas był wójtem. Może liczył, że jak w poprzednich latach, spóźniający się z oświadczeniem radny, tracił tylko cząstkę diety - mówi przewodnicząca. I dodaje zażenowana: - Wygląda to tak, jakbym chciała mu zrobić krzywdę. A ja bardzo go szanuję. Wiele sobie obiecywałam po jego działalności w radzie. Nie mogłam przecież antydatować wpływu dokumentów.
Przewodnicząca nie bardzo wie, co z tym fantem zrobić. - Prawdopodobnie rada ma trzy miesiące na podjęcie uchwały. Sytuacja jest niezręczna. Wcześniej nie uprzedzałam radnych, że zmieniły się przepisy. Liczyłam na to, że wszyscy znają prawo.
Zachowaniem radnego zdziwiony jest także Waldemar Wezgraj, parczewski starosta. - Nie wiem jak do tego podejdą prawnicy? Sytuacja jest nieciekawa! - mówi.
- Czy popełniłem groźne przestępstwo? Pewnie ktoś czyhał na mnie? - pyta radny. I nie dopuszcza myśli, że już właściwie nie powinien mieć mandatu. Zastąpi go kolejna na liście osoba z największą liczbą głosów z Komitetu Porozumienie Samorządowe.