Dwie tony żywności wydaje każdego tygodnia grupa charytatywna przy bialskiej parafii św. Anny. Darczyńców nie brakuje, choć w obawie przed fiskusem nie chcą podawać nazw swoich firm. Mówią, że prawo nie sprzyja głodnym, bo najbezpieczniej nadwyżkę żywności wyrzucić.
Doktor Riad Haidar, przewodniczący Komisji Społecznej Rady Miasta nie ukrywa, że oburza go istniejące prawo, które nie zwalnia z podatku dochodowego i VAT ofiarodawców chleba i innych produktów dla ubogich. - Mimo obietnic przed wyborami, politycy nie śpieszą się ze zmianą prawa. Głodni żebrzą o złotówkę, aby kupić chleb. Tymczasem nadmiar pieczywa jest często wyrzucany na śmietnik. Do czego to prowadzi? - ubolewa Haidar.
Ks. kanonik Zbigniew Bieńkowski, proboszcz parafii św. Anny dodaje, że istotna jest też pomoc Unii Europejskiej. Za pośrednictwem Caritasu parafia otrzymuje dary w opakowaniach oznaczonych symbolami UE. Jest tam m.in. cukier, olej i tłuszcz.
- Niestety, ludzie niezaradni i biedni krępują się poprosić o pomoc - mówi ks. Bieńkowski. I po chwili kieruje do stolika z wykazami obdarowanych ponad 80-letnią kobietę. Stała z boku i krępowała się podchodzić po dary.
- Bardzo dziękuję parafii i księdzu za pomoc. Wstydzę się. Nie chcę, aby ludzie widzieli, jak odbieram dary - mówi nam staruszka, która przyszła do kościoła o zmierzchu.
Ale jest także druga strona medalu. Sporo darmowej żywności trafia do rodzin patologicznych, z problemem alkoholowym, błękitnych ptaków. Wielu z nich jest przekonanych, że pomoc im się należy i koniec. Żadnej wdzięczności.
Pytany o wdzięczność obdarowanych ksiądz kanonik nie ukrywa, że przydałaby się pomoc choćby przy uprzątnięciu z liści placu parafialnego. Systematycznie pomaga zaledwie osiem osób. Mało, mogliby pomóc także inni.