W szkole palić nie można więc uczniowie na każdej dłuższej przerwie kopcą w pobliżu.
- Nie jest miłe karanie młodych ludzi ale musimy reagować na interwencje właścicieli posesji, którzy mają dość palaczy śmiecących na ich terenie - mówi inspektor Marek Sieczko ze Straży Miejskiej.
Jak wygląda taka interwencja? Inspektor Siczko z inspektorem Markiem Makarukiem podjeżdżają na ul. Piłsudskiego, tam gdzie grupki młodzieży kręcą się z papierosami pod blokiem. Strażnicy okrążają radiowozem budynek i zatrzymują się przed palaczami. Inspektorzy proszą dwóch chłopców i dziewczynę o szkolne legitymacje. Spisują dane i pouczają: - Tu nie ma miejsca do palenia. Zostawiacie po sobie śmiecie - zwraca uwagę inspektor Makaruk.
- W szkole nie dają nam palić. Na przerwach szukamy więc na papieroska wolnego miejsca. Staram się nie śmiecić, bo niedawno pracowałem w Anglii przy sprzątaniu ulicy. Wiem, jaki jest kłopot z petami - mówi Marek z trzeciej klasy Zespołu Szkół Zawodowych nr 1.
Towarzysząca mu Paula dopowiada, że ona to chyba całkiem rzuci papierosy. - Ja też rzucam nałóg - dodaje Marek. Jego kolega daje znak większej gromadce palaczy siedzącej na pobliskiej ławce. Uczniowie zrywają się i znikają jak kamfora ale wcześniej uprzątają niedoopałki.
Podobnie jest po przeciwnej stronie ulicy. Obok siedziby Miejskiego Klubu Sportowego kilka grupek uczniów ucieka na widok mundurowych.
- Na terenie szkoły i obok niej nie pozwalamy na palenie. Rozmawiamy z uczniami i organizujemy pogadanki o nałogach. Presja reklam i mody jednak działa na młodzież silniej. Nie mam tylu nauczycieli, żeby chodzili po mieście i szukali naszych palących uczniów. Gdy dzwonią do nas sąsiedzi, którzy skarżą się na palaczy proponujemy wzywanie straży - wyjaśnia Marta Borys, dyrektor ZSZ nr 1.
Strażnicy dyscyplinują też palaczy w okolicy bialskiego Publicznego Gimnazjum Nr 2 i IV LO. Chodzi o niewielki przesmyk pomiędzy ulicami Akademickiej i Osterwy, gdzie młodzież skrywa się z papierosami.
- Palą i w ogóle się nas nie słuchają. Nawet rzucają butelki w przejściu. Powinny szkoły coś rozbić, bo musimy sprzątać po ich uczniach! - denerwuje się właściciel jednej z sąsiednich posesji.
Krzysztof Ulita, zastępca dyrektora bialskiego Publicznego Gimnazjum Nr 2 twierdzi, że zaledwie garstka uczniów pali papierosy nieopodal szkoły.
- To problem marginalny. Cały czas przy drzwiach szkoły dyżuruje nauczyciel. Niestety, nie jesteśmy w stanie biegać poza terenem gimnazjum. Ale nasz pedagog szkolny przeprowadza bardzo stanowcze rozmowy z palącymi. Uczniowie podpisują notatki w tej sprawie. Później informujemy rodziców - mówi wicedyrektor.
- Pety leżą nawet przy podstawówkach. Na początku września uczniowie palą na umór. Później nieco się uspokajają. Najgorsze, że w sklepach i kioskach nielegalnie sprzedaję się nieletnim papierosy - twierdzi Artur Żukowski, komendant bialskiej SM, który uważa, że problem nastoletnich palaczy zaśmiecających tereny miejskie dotyczy okolic wszystkich szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych.