Nauczycielka kazała uczniom zbierać podpisy poparcia na listach
b. wicemarszałka województwa Sławomira Sosnowskiego z PSL - twierdzą świadkowie. Szkoła zaprzecza.
Wychowawczyni, Anna Wierzchowska, od środy była na wycieczce szkolnej w Poznaniu. Wróciła w nocy z soboty na niedzielę. Ale ani wczoraj, ani w poprzednie dni nie odbierała komórki.
Z nauczycielką rozmawiała jedynie dyrektorka szkoły w Woli Osowińskiej Beata Żurawska-Polkowska. - Powiedziała mi, że nie dawała uczniom żadnych list - relacjonuje. - A dziewczyna, która przyszła do pani Oprawskiej, sama zgłosiła się do zbierania podpisów.
Uczennica potwierdza słowa dyrektorki. - Jechałam z "sorką” samochodem. Zainteresowałam się listami, które leżały na tylnym siedzeniu. Sama spytałam, czy mogę pomóc.
Oprawska nie ma wątpliwości: Uczennica mówi to, co jej kazali. Bo inni uczniowie z tej klasy też chodzili z listami PSL.
- Była u mnie inna dziewczyna. Też zbierała podpisy na Sosnowskiego - potwierdza Zygmunt Rogoza z Karczewa, rodzinnej miejscowości b. wicemarszałka. - Ale to nic nowego, bo przy poprzednich wyborach uczniowie ZSR również zbierali dla niego podpisy. Tyle że wtedy on był dyrektorem tej szkoły.
- Może to sami nauczyciele z Woli Osowińskiej zbierają podpisy na moje listy - odpowiada Sławomir Sosnowski. - Sporo tam zrobiłem, kierując zespołem szkół. Mają zapewne dług wdzięczności - podkreśla. - Ale ja nikogo nie zmuszałem. I nie dawałem żadnemu uczniowi moich list.