Andrzej Łagowski przepłynął już swoją tratwą ponad 1300 kilometrów. Ale utknął w niemieckim Wesel. Podróżnik poszukuje kogoś, kto przetransportuje jego tratwę przez Ren.
O tej wyprawie śmiałka spod Wisznic (powiat bialski) pisaliśmy już kilka razy na naszych łamach. Pan Andrzej wyruszył z Puław na początku maja. Chce dotrzeć tratwą aż do Morza Czarnego. Do tej pory przemierzał trasę bez problemów. Ale od poniedziałku jest na przymusowym przystanku w niemieckim Wesel.
– Stoję przed śluzą i szukam statku lub barki, która mnie załaduje na pokład i przewiezie przez Ren – tłumaczy. Co się właściwie stało? – Chodzi o przepisy, które nie pozwalają mi pokonać Renu samodzielnie. Nie byłem pewien czy mnie przepuszczą. Miałem nadzieję, że się uda– przyznaje pan Andrzej. Swój apel zamieścił w mediach społecznościowych, również w języku angielskim. – Daję sobie tydzień. Później zamawiam lawetę – stwierdza podróżnik. Zapewnia, że ma uchwyty do podnoszenia tratwy. – Wymiary to blisko 6 metrów na 2,5 metra, a waga około 700 kilogramów – precyzuje.
Celem jego wyprawy jest Morze Czarne, do pokonania ma prawie 5 tys. kilometrów tratwą, którą sam zbudował z drewna i beczek. – To wyzwanie i moje marzenie życia. Żona się śmieje, że to taki kryzys wieku średniego – mówił tez przed wypłynięciem pan Andrzej, który na co dzień jest kierowcą tira.
Ostatnio, telewizja TVN nakręciła reportaż o jego przygodzie. Panu Andrzejowi kibicuje gmina Wisznice, która udostępnia relację z jego podróży. Można się z nim skontaktować na Facebooku m.in. poprzez stronę „Tratwą do Morza Czarnego”.