Gdy Stanisław D. trafił do parczewskiego szpitala z urazem ręki, użalał się nad losem pielęgniarek, które nie otrzymują wynagrodzeń. Po kilku miesiącach zarobił na tej placówce 60 tysięcy złotych.
Na początku listopada pisaliśmy, że o pomoc w uzyskaniu należnych pieniędzy zwróciło się do Stanisława D. 49 pracowników parczewskiego szpitala. Za spotkanie z zainteresowanymi, wypełnienie wniosków do komornika sądowego i napisanie odpowiedniego pisma, zarobił 41 tys. zł. To zaszokowało pracowników SPZOZ. W ostatnich dniach okazało się, że Stanisław. D. zarzucił swoje sieci także na lubelski szpital przy al. Kraśnickiej, którego zadłużenie wobec pracowników jest wyjątkowo duże. Zarobił 175 tys. zł.
- Mecenas D. 5 października minionego roku trafił na izbę przyjęć naszego szpitala z urazem ręki. Podczas zabiegu, kiedy zakładano mu gips, dość długo dyskutował z pielęgniarkami o ich trudnej sytuacji materialnej. Między innymi o możliwości wyegzekwowaniu należności wynikających z ustawy 203. Za przygotowanie wniosków dla każdego zainteresowanego pracownika naszej placówki miał pobrać z jej konta po około 200 złotych. Okazało się, że kwota ta była pięciokrotnie wyższa. Zlecił to zadanie swojemu synowi Krzysztofowi. Będziemy czynić starania o zmniejszenie tej sumy i cofnięcie panom D. naszego pełnomocnictwa - stwierdza z oburzeniem Janusz Hordejuk, były przewodniczący Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, od miesiąca zastępca dyrektora SPZOZ ds. pielęgniarstwa.
W piątek udało nam się nawiązać kontakt telefoniczny ze Stanisławem D. Najpierw mówił, że jest tylko pełnomocnikiem jednego pracownika SP ZOZ - Agnieszki B. Po dłuższej dyskusji przyznał się, że pozostałymi sprawami zajmuje się jego syn. Niestety, nie chciał podać jego numeru telefonu. Nie podała go nam również sekretarka zespołu adwokackiego. •