Złomiarze okradli leśne mogiły polskich żołnierzy z 1939 roku. Zdewastowane miejsce to pamiątka po historii, o której miejscowi nawet po 70 latach nie chcą mówić.
– Wcześniej było ono zadbane. Mogiły otaczały biało-czerwone słupki z łańcuchami. Ale złodzieje wyrwali metalowe elementy. Zostawili tylko gruz – opowiada starszy mężczyzna, który szacuje, że złodzieje wywieźli z tego miejsca pewnie ze 100 kg złomu. – Próbowałem zgłosić to policji, ale policjant odpowiedział, że jemu nie należy tego zgłaszać. Sam zacząłem porządkować mogiły – dodaje.
Nie tylko nasz Czytelnik interesuje się mogiłami. Niedawno ktoś usypał ziemne kopczyki i pozostawił drewniane krzyże. Niektóre z nich wykonane są z gałązek prowizorycznie połączonych folią.
Okazuje się, że o grobach pamiętają nauczyciele i uczniowie ze Szkoły Podstawowej w Sławacinku Starym. Przed wieloma laty to szkoła wmurowała betonowe słupki połączone metalowymi prętami i łańcuchami.
– Zbigniew Romaniuk, nasz nauczyciel, od lat chodzi tam z uczniami przed 1 listopada porządkować groby – mówi Barbara Kociubińska-Koza, dyrektor szkoły. – Niestety, trudno dowiedzieć się, kto został pochowany w lesie. Mieszkańcy wsi, z którymi rozmawiałam twierdzą, że nie wiedzą, w jakich okolicznościach polegli ci ludzie. Wokół tej historii panuje dziwna cisza – dodaje.
– Z relacji mego dziadka dowiedziałam się, że we wrześniu 1939 roku zostali tu zabici w okrutny sposób polscy żołnierze, którzy uciekali zza Buga, gdy ruszyła na nich sowiecka armia. Trzej byli bestialsko bici kijami przez miejscową ludność narodowości ukraińskiej. Nie wiem, kto konkretnie tłukł kijami bezbronnych. Dziadek wspominał, że jeden z Polaków miał prosić bandytów, aby darowali mu życie, bo ma żonę i dzieci. Nie darowali – opowiada jedna z mieszkanek wsi. Kobieta nie chce się przedstawić. Podobnie jak mężczyzna, który w ogóle rezygnuje z rozmowy na ten temat. Po 70 latach od tamtych wydarzeń współcześni mieszkańcy nadal nie chcą wspominać o tragedii, w której brali udział przodkowie.
Urzędnicy w gminie też niewiele potrafią powiedzieć. Wiesław Panasiuk, wójt bialskiej gminy, odsyła do pracownicy, Jadwigi Filipczuk, która zajmuje się miejscami pochówków. Przyznaje, że nie bardzo wie, gdzie położone są mogiły żołnierzy. Ale obiecuje, że się tym zainteresuje.
Podobnie Krzysztof Semeniuk, oficer prasowy bialskiej policji, zapowiada, że sprawa dewastacji leśnych mogił zostanie zbadana.