Władze puławskich Zakładów Azotowych na 12 września planowały uroczystość związaną z podpisaniem umowy na budowę nowego kotła węglowego w elektrociepłowni. Gdy uroczystość odwołano, największe związki zawodowe zaczęły bić na alarm. Zarząd spółki uspokaja twierdząc, że zagrożenia dla inwestycji nie widzi.
Panie premierze, prosimy o pomoc – tak swój list do Mateusza Morawieckiego kończą Sławomir Wręga, Marek Goldsztejn i Krzysztof Bohdan, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Ruchu Ciągłego, drugiej po "Solidarności" największej organizacji związkowej w puławskich Azotach.
Co takiego stało się w chemicznym kombinacie, że potrzebna jest interwencja szefa rządu? Otóż, jak donoszą związkowcy, nie odbyła się zaplanowana na czwartek uroczystość wmurowania kamienia węgielnego, która miała uświetnić podpisanie umowy z generalnym wykonawcą nowego bloku energetycznego w zakładowej elektrociepłowni, Polimexem Mostostal. Chodzi o nowy kocioł węglowy o mocy 100 MW.
Czas ma znaczenie
– Uroczystość ta została odwołana bez podania przyczyny – informują Morawieckiego w swojej korespondencji puławscy związkowcy. – Naszym zdaniem, za opóźnianie budowy bloku węglowego odpowiedzialni są ludzie pilnujący interesu rosyjskiego. Liczą na korzystny dla tej grupy wynik najbliższych wyborów albo przeciągnięcie sprawy na 2020 rok, kiedy wejdą w życie nowe, restrykcyjne przepisy UE, które spowodują drastyczny wzrost opłat za emisję CO2 – przypuszczają szefowie ZZPRC.
Przedstawiciele załogi przekonują, że czas ma ogromne znaczenie, bo opóźnienie w budowie kotła oznacza późniejszy termin jego uruchomienia, a co za tym idzie - zwłokę w wyłączeniu najstarszych, 50-letnich kotłów. To ma z kolei znaczenie zarówno ekologiczne (mniej zanieczyszczeń), jak i finansowe, bo ceny emisji regularnie i dynamicznie rosną.
Zdaniem szefa zakładowej "Solidarności", Piotra Śliwy, który pod listem do premiera się nie podpisał, ale asygnował podobną korespondencję do prezesa Grupy Azoty Wojciecha Wardackiego, część odpowiedzialności za zaistniałe zamieszanie spoczywa na "niszowych" związkach zawodowych zwanym również żółtymi.
– Protestujemy przeciwko wykorzystywaniu nie popartej faktami opinii niszowych organizacji związkowych do wstrzymania inwestycji i uzasadniania ich przenoszenia z Puław w rejony bardziej uprzemysłowione – pisze przewodniczący "S" do prezesa Wardackiego.
"S" za węglem, "Kadra" za gazem
Chodzi o to, że część załogi zrzeszona w mniejszych związkach, takich jak Kadra-Azoty, MZZ "Jedność", czy MZZP w ogóle nie chce budowy kotła węglowego i optuje za porzuceniem tej koncepcji na rzecz gazowego. Bez względu na poniesione już koszty przygotowania całego przedsięwzięcia.
Zdaniem m.in. Anny Czarneckiej, Andrzeja Smętka, czy Mirosława Pomorskiego, sprawę należy ponownie przeanalizować. – Powstanie kotła węglowego odbędzie się ze szkodą dla kondycji finansowej firmy, zdrowia pracowników i mieszkańców Puław oraz środowiska naturalnego – argumentują. Jako alternatywę proponują gaz. – Wszyscy na świecie budują bloki gazowe, bardziej opłacalne ekonomicznie i przyjazne dla środowiska (...). Nie będziemy się biernie przyglądać, jak budowany jest kolejny "truciciel" – piszą.
Z takim podejściem nie zgadza się Sławomir Wręga, szef ZZPRC. List do władz GA nazywa działaniem szkodliwym, który może posłużyć jako pretekst do zabrania "Puławom" inwestycji wartej 1,2 mld zł. – To są naprawdę duże pieniądze i jeśli nie trafią do nas, skorzysta na nich ktoś inny. Poza tym planowana wcześniej elektrownia gazowa z racji swojej wielkości emitowałaby znacznie więcej CO2, niż mniejszy blok węglowy. W przygotowania do jego budowy zainwestowano, licząc z kosztami wykonawcy, dziesiątki milionów złotych – odpowiada związkowiec z drugiej strony tego wewnętrznego sporu.
Zarząd nie chce szumu
Czy zatem nowy kocioł w ogóle powstanie? Władze puławskiej spółki wydały uspokajający komunikat. – Zarząd nie widzi zagrożenia dla realizacji budowy nowego bloku energetycznego w Puławach. Zgodnie z porządkiem korporacyjnym dążył konsekwentnie do realizacji tej inwestycji. Dopełni też niezbędnej staranności, by do końca miesiąca podpisać kontrakt z wybranym w przetargu konsorcjum – pisze Marek Sieprawski, rzecznik prasowy spółki. Władze ZA zapewniają ponadto, że wszelkie podejmowane w tej sprawie decyzje będą jedynie "merytoryczne i biznesowe". Jak dodaje, wokół inwestycji powstał "niepotrzebny szum medialny".