Otwierają działalność, by nie zbankrutować. Ci, którzy mimo rządowych obostrzeń zdecydowali się działać, muszą liczyć się z dotkliwymi karami finansowymi. Pierwsze skargi na nałożone sankcje są jednak rozpatrywane na korzyść przedsiębiorców
Na właścicieli Centrum Rozrywki Laser Factory w Zamościu tamtejszy sanepid nałożył 15 tys. zł kary za naruszenie zakazu prowadzenia dyskotek i klubów nocnych. Zrobił to po tym, jak 16 października w lokalu miała odbywać nielegalna dyskoteka. Według policyjnej notatki, bawiło się na niej 100 osób, wszyscy w maseczkach.
Przedsiębiorcy odwołali się do wojewódzkiego inspektora sanitarnego. Ten w ostatni czwartek uchylił decyzję i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Uznał przy tym, że postanowienie o karze zostało wydane z naruszeniem przepisów postępowania administracyjnego i bez wyjaśnienia „wszystkich istotnych okoliczności”.
– Mamy więc w rękach pierwszą decyzję przemawiającą na naszą korzyść. Liczymy, że takie będą też następne – mówi Łukasz Moskal, właściciel Laser Factory. Jeszcze w tym miesiącu sprawą zamojskiej firmy zajmie się także sąd, bo lokal od początku stycznia prowadzi normalną działalność. – Zainteresowanie jest ogromne. Mamy gości praktycznie z całej Polski. Tylko to uchroniło nas od czekającego niechybnie bankructwa – przyznaje Moskal.
Inni też dostali
Ukaranych jest więcej. Kilka dni temu sanepid nałożył 10 tys. zł kary na lubelską kawiarnię Kawałeczek. – Nie zapłaciłem, a moja pani mecenas odwołała się od decyzji – przyznaje Daniel Żmuda, szef lokalu. – Wczoraj dostałem pismo, że sanepid ma zbyt mało informacji w tej sprawie, dlatego wydłuża termin na jej rozpatrzenie do końca kwietnia. Jeśli ostateczna decyzja będzie dla mnie pozytywna, to bardzo się ucieszę – dodaje przedsiębiorca, który działalność wznowił w połowie stycznia. Jego goście mogą wynająć stolik np. do zdalnej pracy i kupić jedzenie oraz napoje na wynos.
Sporo kontroli przeprowadzili też inspektorzy sanitarni z Puław, gdzie w ostatnich tygodniach otworzyły się trzy lokale gastronomiczne. – Ja cały czas powtarzam, że nie łamiemy prawa, a nakładane kary są niezgodne z Konstytucją – przekonuje Mateusz Okoński, menadżer puławskiego Central Park Bistro. Na tę kawiarnię już raz nałożono 10 tys. zł kary, a po niedawnej ponownej kontroli, przedsiębiorcy spodziewają się kolejnej sankcji.
Karani byli też właściciele stoków narciarskich, którzy otwierali je, mimo panujących wówczas (przed 12 lutego) obostrzeń. – Cały czas liczę na to, że kara zostanie mi umorzona, bo przestały już obowiązywać przepisy, na podstawie których sanepid ją nałożył. Zgodnie z postanowieniami sądów administracyjnych, nie można karać w momencie, gdy podstawa prawna nie funkcjonuje – mówi Marcin Świderski, który prowadzi stok w Kazimierzu Dolnym. – Jeśli tak się nie stanie, to tę karę zaskarżę do sądu – zapowiada.
Z kolei właściciel ośrodka narciarskiego w Chrzanowie, Piotr Rzetelski, czeka na postawienie zarzutów przez policję. Ma odpowiadać za udostępnienie obiektu dużej grupie osób. Pierwsze wezwanie na komendę odebrał kilka dni po terminie przesłuchania. – Kolejne wyznaczono mi na 10 lutego, ale dzielnicowy dostarczył mi je dopiero w zeszły wtorek – mówi Rzetelski.
Sądowe finały
W całym kraju coraz więcej spraw właścicieli firm, które otwierają się mimo obostrzeń, znajduje finał w sądzie. Znane są przypadki rozstrzygnięć pozytywnych dla przedsiębiorców. Tak było m.in. w przypadku fryzjera z Prudnika. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Opolu uznał, że Konstytucja pozwala ograniczać wolności tylko ustawą, która „musi samodzielnie określać podstawowe elementy ograniczenia”, natomiast „w rozporządzeniu powinny być zamieszczane jedynie przepisy o charakterze technicznym”. WSA przypomniał też, że rząd mógł skorzystać z innej drogi prawnej i ogłosić stan klęski żywiołowej, ale się na to nie zdecydował.