Prywatny biznes nie zawsze jest wypadkową własnego pomysłu i dążenia do usamodzielnienia się. Czasem do prowadzenia własnej firmy jest się zmuszonym przez różne okoliczności.
Ojciec pana Andrzeja prowadził na ulicy Przechodniej w Lublinie sklep z torebkami. Jeden z najstarszych i najbardziej znanych w Lublinie. Była to alternatywa, z której należało skorzystać. Wtedy przyszły złe czasy dla badylarzy, ale dobre dla torebek. Pan Andrzej schował dyplom do szuflady i z konieczności stał się kontynuatorem rodzinnej tradycji.
- Czy zaspokaja to moją ambicję? - zastanawia się pan Andrzej. - Myślę, że to czasem nie człowiek wybiera biznes, lecz odwrotnie. I nie ma co się buntować, skoro trzeba utrzymać rodzinę.
Portfele, a nie rajstopy
- Nie powiem, właściciel zachował się porządnie i nawet oddał mi część pieniędzy za remont - wspomina Andrzej Toruń. - To oczywiste, że tego typu sklep musi mieć dobry adres. Dziś klient torebkę może kupić prawie na każdej ulicy, więc nie będzie jechał po nią na koniec miasta.
Ostatecznie znalazł niewielki lokalik w podwórku na lubelskim deptaku.
Jednak torebki nie są towarem, który kupuje się często tak, jak, na przykład, rajstopy.
- Wiem, że tak jest, ale ja stawiam na co innego. Chcę być najlepszy w branży - stwierdza.
Najlepszy w branży
Między innymi dlatego postanowił nieco zmienić asortyment.
- Chcę mieć największy wybór portfeli - mówi Andrzej Toruń. - Chcę być w tym najlepszy, a nawet powiem, że już jestem najlepszy. Mam portfele najtańsze - może właśnie w cenie rajstop - śmieje się. - Ale mam także te najbardziej renomowanych firm światowych.
Portfel zawsze trzeba kupić. Sobie - bo stary się zniszczył, komuś - na prezent. Dziś rośnie zapotrzebowanie na wszelkiego rodzaju etui - na wizytówki, karty płatnicze, klucze etc. Jednym słowem - przynajmniej raz na jakiś czas do takiego sklepu trzeba zajrzeć.
Stawiam na uczciwość
Mówi, że w tej branży też zmienia się moda. Karty płatnicze, wizytówki, bilety są coraz mniejsze i dziś tzw. grube, wypchane portfele odeszły do lamusa.
Ma swoich stałych kilku dostawców.
- Najważniejsze żeby mieć do siebie zaufanie. Jeśli dostawca by mnie oszukał, to tylko raz. A później już nie miałby po co do mnie przychodzić. I do innych też nie, bo to branża dość hermetyczna i wszyscy o wszystkich wiedzą.
Dzieciom nie radzi
- Nie ukrywam, że są takie chwile, kiedy jest zastój i wtedy przychodzi zwątpienie. Ale w handlu tak jest - raz jesteś w dole, raz nabierasz rozpędu. Tu nie ma nic stałego, szczególnie w obecnej rzeczywistości.
A rzeczywistość nie dla wszystkich jest jednakowa. Pan Andrzej nie ukrywa rozgoryczenia na nierówne traktowanie tzw. podmiotów gospodarczych.
- Właśnie skończyła się pamięć w mojej kasie fiskalnej. Muszę kupić nową. Ktoś, kto dopiero zaczyna biznes, dostanie zwrot pieniędzy za kasę. Dostanie też środki na założenie firmy. Po dwóch latach może ją spokojnie zamknąć, bez konsekwencji. A ci, którzy kilka lat temu zaczynali, na takie ulgi nie mogą liczyć.
Dodaje, że dzieci wykształcił bardzo dobrze, znają języki i ma nadzieję, że... nie zechcą prowadzić własnego sklepu. To niełatwy i niepewny kawałek chleba.
Chyba ma gorszy dzień...