Z powodu koronawirusa straty notuje JMP Flowers, jeden z największych producentów kwiatów w naszej części Europy. Kierownictwo tej rodzinnej firmy ze Stężycy oczekuje rychłego odblokowania gospodarki. Zwolnienia pracowników na razie nie wchodzą w grę.
JMP to największy producent kwiatów i roślin ozdobnych w Europie Środkowej. W przedsiębiorstwie prowadzonym przez rodzinę państwa Ptaszków w Stężycy k. Dęblina hodowanych jest ok. 340 odmian orchidei, róż i anturium. Kwiaty rosną w szklarniach o powierzchni blisko 20 hektarów, a zatrudnienie w firmie przekracza 400 osób.
– Sytuacja jest bardzo dynamiczna i na bieżąco staramy się dopasowywać środki do zmieniających się okoliczności. Ograniczamy wszystkie koszty, które nie są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania przedsiębiorstwa. Tniemy wydatki na badania i rozwój, inwestycje w nowe linie technologiczne oraz, niestety, wydatki na działalność społeczną i sponsoring – przyznaje Michał Ptaszek, szef produkcji i Centrum Badawczo-Rozwojowego JMP Flowers.
Sytuacja jest na tyle poważna, że w Stężycy porównują ją do pamiętnej sceny z filmu „Apollo 13” ( „Houston, mamy problem” – red.). Pracownicy przedsiębiorstwa z niepokojem śledzą doniesienia z rynków zachodnich.
– Widzieliśmy, jak duże holenderskie firmy wyrzucają całe ciężarówki swoich kwiatów. Naprawdę przykro na to patrzeć. Wierzymy w to, że u nas takie sytuacje nie będą miały miejsca – dodaje Ptaszek.
I chociaż w początkowej fazie epidemii kierownictwo było przygotowane nawet na drastyczne cięcia, nawet kilkudziesięciu etatów, tak na dziś takiego planu nie ma.
– W najgorszym wypadku będziemy pracowali krócej, ale zachowanie miejsc pracy to nasz priorytet – zapewnia Michał Ptaszek. Jak przekonuje, najważniejszą formą wsparcia byłoby podanie konkretnego terminu uruchomienia gospodarki. – W atmosferze niepewności, informacja jest często cenniejsza niż pieniądze – podkreśla szef stężyckiego przedsiębiorstwa.
Kierownictwo JMP zapewnia, że kwiaty ich marki cały czas się sprzedają, a zgromadzone fundusze pozwalają na spokojne przeczekanie najgorszego okresu. Ceną za tę stabilizację będzie rezygnacja z planowanych w tym roku inwestycji.
– Sam jestem z natury optymistą i uważam, że z każdego kryzysu wychodzimy silniejsi – przyznaje Michał Ptaszek, który w związku z koronawirusem i swoim pobytem na Tajwanie, sam musiał przejść obowiązkową, dwutygodniową kwarantannę. – Poza tym nie wyobrażam sobie, by ludzie całkowicie zaprzestali kupowania kwiatów – dodaje.