Rozmowa z Sławomirem Borysiewiczem, taksówkarzem MPT w Chełmie
- Zamontowałem sobie szybę. I ja i pasażer już się tak nie boimy. To spadło na nas nagle, nikt się nie spodziewał. Najpierw Chiny, potem Włochy. Gdzie tam do Polski… Tymczasem nasza branża odczuła to od razu. Z dnia na dzień przestaliśmy wozić ludzi do pracy, dzieci do szkoły, skończyły się zakupy i nocne powroty z knajp. Nie tak do końca, bo chociaż te ostatnie nie pracują, to zdarza się nadal kogoś „pod dobrą datą” do domu podwieźć. Ale to już rzadkie przypadki. Nikt też nie spieszy się na dworzec, bo i podróżować nie można. Widzimy jak nie radzi sobie rząd, to jak my, najmniejsze firmy w państwie sami mamy sobie poradzić z epidemią?
- Kto się boi bardziej?
– Pyta pan czy taksówkarz czy pasażer? I jeden i drugi nic o sobie nie wie. Dlatego, żeby pracować trzeba się maksymalnie zabezpieczać. Płyn do dezynfekcji to podstawa, trzeba go mieć tak samo jak rękawiczki. Lepiej też nie włączać klimatyzacji. No i dobrze, gdy pasażer ma maseczkę, bo nie wyobrażam sobie inaczej. Był klient, który miał pretensje, że nie mam maseczek na sprzedaż. Odpowiedziałem mu, że sam nie mogę ich kupić. Bywa różnie, a każdy chce jeździć. Po każdym kursie auto trzeba odkazić – przecieram płynem każdą możliwą powierzchnię, którą mógł dotknąć pasażer. Płacenie tylko kartą, gotówka tylko w rękawiczkach. To jest upiorne gdy trzeba oddać resztę w drobnych monetach, których nie można schwytać.
- Czy to się jeszcze opłaca?
– W takim mieście jak Chełm, taksówka nigdy nie była niezwykle dochodowym interesem. Powiem tak, zarabiało się przyzwoicie. Teraz jest nieporównywalnie gorzej, a jedynym jasnym punktem jest tanie paliwo. Ale co z tego, gdy nie ma kogo wozić, by na nie zarobić? Większość kolegów zawiesiła działalność i siedzi w domu. Nie ma wpływów, są wydatki – podatki, płyny, rękawiczki, maseczki – to wszystko przecież kosztuje.
- Trzeba sobie jakoś radzić.
– Nadzwyczajne okoliczności wymuszają nadzwyczajne działanie. Pomyślałem, że w tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem jest odseparowanie się od pasażera. Dlatego zamontowałem sobie szybę z pleksi za przednimi siedzeniami. Nie mam klatki z okienkiem jak w „Taksówkarzu” z De Niro, moja szyba bardziej przypomina tę z policyjnych radiowozów. Ale działa i czuję się podwójnie bezpiecznie, bo - przepraszam za wyrażenie - nikt mi nie napluje na kark, ani nie zaatakuje nożem czy nie zacznie dusić. Co ciekawe, klienci przyjęli ten mój patent bardzo dobrze i mówią, że to działa w dwie strony – ja też mogę zarazić ich. W taksówce, na tak małej powierzchni, to prawdziwa epidemia strachu. To się czuje.