Zdarzają się trudne momenty ale nigdy nie żałowałem, że jestem na swoim - mówi Piotr Pakuła
W połowie lat dziewięćdziesiątych skończył ekonomię na lubelskim UMCS. Co mu to dało?
- Ogólne pojęcie o mechanizmach funkcjonowania rynku, ale żadnej wiedzy praktycznej - stwierdza Piotr Pakuła, dziś współwłaściciel trzech laboratoriów Kodak Express.
Zaczynał pracę u schyłku lat dziewięćdziesiątych jako przedstawiciel Kodaka.
- Byłem specjalistą od fotografii profesjonalnej. Po prostu jeździłem do klientów i oferowałem najnowsze materiały. Muszę przyznać, że firma dobrze nas szkoliła w tym kierunku - dodaje.
I to zaprocentowało. Kiedy Kodak zwalniał pracowników, Piotr Pakuła miał wiedzę, a także kontakty.
Zgodnie z pasją
Zaprocentowały wczesze znajomości. Życzliwi podpowiedzieli jaki sprzęt wybrać, co, gdzie kupić taniej, jakie kryteria są najważniejsze.
- Wtedy już w Lublinie były minilaby. Zakładało się, że optymalne nasycenie rynku to jedno laboratorium na 40 tys. mieszkańców. My postanowiliśmy ulokować je na Czechowie, gdzie takiej placówki nie było.
Cztery lata później otworzyli kolejne laboratoria - w Świdniku i na lubelskich Czubach.
Pogoń za nowością
Jaka przyszłość? Założyli studio fotograficzne, bo ciągle jest zapotrzebowanie na fotografię profesjonalną, okazjonalną. I inwestują.
- Trzeba nadążyć za technologią - mówi. - W ciągu paru lat przeszliśmy z maszyn analogowych na cyfrowe. I te są też coraz bardzie zaawansowane i musimy je zmieniać.
Żeby nadążyć za rosnącymi wymaganiami rynku trzeba inwestować. A na to trzeba mieć pieniądze...
Brać skąd się da
- Kilka lat temu korzystaliśmy z Funduszy PHARE dla małych i dużych przedsiębiorstw. Teraz też składamy projekt na środki unijne. Jak trzeba braliśmy kredyty. Niestety, nie dało się ich uniknąć. Ponieważ nie znamy się na tym, skorzystaliśmy z pomocy specjalistki, która załatwiła całą "papierkologię”. Także auto braliśmy w leasingu. Nie było wyjścia, początki są zawsze trudne.
Czy są zamożnymi ludźmi, mając trzy laboratoria? - Wszystkie nasze pieniądze są w środkach trwałych - wyjaśnia Piotr Pakuła. - Jeśli chcemy utrzymać się na rynku, musimy kupować, nie możemy odkładać na własne luksusy.
Nie żałuję
- Pracując na państwowym o piętnastej zamykam drzwi i nic mnie nie obchodzi. Tu nic nie obchodzi klienta. Jeśli maszyna się zepsuje, trzeba siedzieć całą noc, żeby ją naprawić, bo ktoś rano przyjdzie po zdjęcia. Własna firma to wieczne zmaganie się z materią. Są bardzo trudne momenty, jednak nigdy nie żałowałem, że jestem na swoim, choć nie żyję wygodniej niż przeciętny Polak, nie mam więcej urlopu, wolnych dni, a na pewno mam mniej czasu dla bliskich. Może takie wyzwania są moim żywiołem i to właśnie lubię - zastanawia się Piotr Pakuła.