Polityka...

Jak zapewne już wszyscy czytający te moje niekoniecznie regularne blogi ;) zauważyli, z reguły staram się nie zajmować polityką. Jak każdy żyjący w społeczeństwie człowiek mam swoje mniej lub bardziej spolaryzowane poglądy na różne kwestie ale tutaj staram się z nimi nie afiszować, bo przecież nie o tym mam tu pisać :) Tym razem jednak pozwolę sobie na odstępstwo od tej reguły i mam nadzieję nie wezmą mi tego Państwo za złe. W ostatni piatek Prezydent wygłosił w sejmie swoje orędzie. Fakt prawie bez precedensu, bowiem ostatnio taka sytuacja miała miejsce w 1992 roku , kiedy to Lech Wałęsa oskarżył rząd Jana Olszewskiego o "nicnierobienie". W podobnym tonie wypowiedział się teraz Lech Kaczyński. Zarzucił rządowi Donalda Tuska, że nie walczy z kryzysem, że jest bierny wobec zaistniałej sytuacji gospodarczej. Nie mam nic przeciwko występowaniu Prezydenta z orędziem, artykuł 140 konstytucji RP daje mu taką możliwość, niech z niej korzysta. Dziwi mnie natomiast niezmiernie moment jaki wybrał Pan Prezydent na swoje wystąpienie. Jak wiemy kryzys światowy nie zaczął się tydzień ani miesiąc temu, borykamy się z nim już prawie półtora roku... Jaki jest więc cel...? Kampania wyborcza...? Prezydent nie chce ,żeby w przyszłości ktoś mu zarzucił bierność...? Bo żadne inne logiczne wyjaśnienie nie przychodzi mi go głowy... I jeszcze jedna kwestia jaka mi się nasunęła. Zadałem sobie trud i przeczytałem cały tekst prezydenckiego orędzia. I odniosłem wrażenie, że składa się ono z dwóch niezależnych część. Niezależnych tak bardzo, że raz Prezydent zarzuca rządowi zwiekszanie nadmierne deficytu budżetowego, żeby za chwilę apelować o nieograniczanie wydatków. " Za, a nawet przeciw." I tym optymistycznym akcentem, pozdrawiając wszystkich zwolenników i przeciwników wszelkich deficytów zakończę :)

R. Wolanin