– Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, jak bardzo epidemia dotyczy nas wszystkich. Jak bardzo jesteśmy narażeni – mówi burmistrz Andrzej Podgórski, który przebywał na domowej kwarantannie. Miał styczność z osobą, u której wykryto koronawirusa. Badania wykazały, że samorządowiec jest zdrowy, dziś wraca do pracy. – Izolacja kwarantanny to bardzo duże obciążenie psychiczne – przyznaje
Uprzejmie informujemy, że wynik testu na koronawirusa u burmistrza Tyszowiec i dwóch pracowników Urzędu Miejskiego jest ujemny (podkreślone na czerwono). Ww. osoby przebywają na kwarantannie domowej do 26 marca włącznie.
To w środę była najważniejsza informacja na oficjalnej stronie miasta.
– Nie chciałem żadnych niedomówień. Z bardzo wieloma mieszkańcami się stykałem, nie chciałem, żeby się zastanawiali, czuli zagrożeni. Nie jesteśmy dużym miastem, bardzo dużo osób wiedziało, że jestem na kwarantannie. Dzwonili, pytali. Zastanawiali się, kiedy się ostatnio widzieliśmy – mówi Andrzej Podgórski, burmistrz Tyszowiec w powiecie tomaszowskim.
Dziś burmistrz i dwójka urzędników wracają do pracy. Na kwarantannie domowej byli od poniedziałku.
– W niedzielę, około 13 czy 14 zadzwonił mój służbowy telefon. Niby w niedzielę nie musiałem odbierać, ale zobaczyłem, że to numer stacjonarny, odebrałem. Dzwoniła kobieta, chyba się przedstawiła, że jest z sanepidu, teraz już tego nie pamiętam. Zaczęła mnie wypytywać, jak się czuję i czy znam takiego a takiego człowieka, czy miałem z nim kontakt. Nazwisko nic mi nie mówiło. Spotykam się z bardzo wieloma osobami, trudno mi było się zorientować, o kogo chodzi – wspomina Andrzej Podgórski.
Chodziło o pracownika firmy informatycznej, który był w urzędzie w połowie marca. Mężczyzna, który mieszka na terenie powiatu zamojskiego, jest zakażony koronawirusem SARS-CoV-2.
– To on powiedział sanepidowi, że się kontaktowaliśmy. Ja z kolei podałem telefony do dwóch urzędników, którzy też mieli z nim styczność. Ten człowiek bywał u nas w urzędzie już wcześniej. Teraz jego wizyta dotyczyła jakiejś technicznej sprawy związanej ze światłowodem – opowiada burmistrz.
Już w niedzielę telefonicznie został poinformowany, że podlega kwarantannie, ma się odizolować od reszty domowników i nie opuszczać pokoju. W poniedziałek w południe przyjechała karetka i zostały pobrane próbki do badań.
– To banalny wymaz z gardła. Ale sąsiedzi pewnie widzieli, jak podjeżdża karetka, wysiada osoba w kombinezonie, cała zabezpieczona. Później po wyjściu ode mnie, na ulicy, zdejmowała te ochraniacze, pakowała do jakiegoś worka czy pojemnika i wsiadała do karetki. I to nie do kabiny kierowcy tylko z tyłu. Nie ukrywałem, że jestem na kwarantannie, informowałem, kogo mogłem. Syn i córka cały czas byli w domu. Żona przestała chodzić do pracy. Nie, to nie były zalecenia sanepidu, ale nie chcieliśmy nikogo narażać. Jej współpracownicy i znajomi mogliby się czuć niekomfortowo. Co jakiś czas ktoś z sanepidu dzwonił, pytając, jak się czuję, czy nie mam gorączki. Czułem się dobrze, ale myślałem, co będzie jak zachoruję. Czy kogoś nie zaraziłem, co z bliskimi. Cały czas miałem kontakt z urzędem, starłem się pracować, czytałem, oglądałem filmy. Ale to odosobnienie jest bardzo obciążające psychicznie. Człowiek jest przyzwyczajony do innego trybu życia. Dzień, dwa można wytrzymać, ale kolejne bardzo trudno. Nie wyobrażam sobie, jak radzą sobie osoby, które muszą tak spędzić 14 dni – mówi samorządowiec.
Burmistrz przypuszcza, że jego i jego współpracowników przed zarażeniem uchronił reżim sanitarny, który został wdrożony w urzędzie już od 9 marca. Powierzchnie mebli, podłogi, były i są dezynfekowane, myte kilka razy dziennie. Panie sprzątające już wówczas wycierały klamki, poręcze. Możliwe, że dlatego wizyta w urzędzie osoby chorej nie miała fatalnych następstw.
Andrzej Podgórski jest burmistrzem Tyszowiec pierwszą kadencję