Rozmowa z prof. Małgorzatą Polz - Dacewicz, kierownikiem Zakładu Wirusologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie oraz prezesem Polskiego Towarzystwa Wirusologicznego.
Na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie ma powstać drugie w mieście i trzecie w województwie lubelskim laboratorium, w którym będą badane próbki pobrane od pacjentów z podejrzeniem zakażenia koronawirusem. Kiedy zacznie działać jednostka, którą będzie pani kierować?
W tym momencie trudno nam jeszcze jednoznacznie stwierdzić, kiedy będziemy mogli przyjąć pierwsze próbki do badań. Na pewno chcemy, żeby było to jak najszybciej. Prace na uczelni ruszyły pełną parą. Kolejne laboratorium na pewno przyśpieszy diagnostykę i odciąży Wojewódzką Stację Sanitarno-Epidemiologiczną, która w tym momencie jako jedyna w Lublinie wykonuje takie badania. W związku z tym, że ma to być laboratorium uniwersyteckie, w pierwszej kolejności będziemy przyjmować próbki ze szpitali klinicznych: SPSK1, SPSK4 oraz Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego. Obecnie Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna dziennie bada ok. 100 próbek, szacujemy, że w naszym laboratorium byłoby to na podobnym poziomie. Dzięki temu mielibyśmy dwukrotnie większe możliwości diagnostyczne. Laboratorium powstanie na bazie dostępnej infrastruktury uczelni, dysponujemy też aparaturą potrzebną do badań molekularnych, chociaż doposażenie w jakimś stopniu będzie na pewno konieczne. Nie zapadła też jeszcze decyzja czy będziemy bazować na pracownikach uczelni, czy będą zatrudnione dodatkowe osoby.
Czy dzięki nowemu laboratorium badaniami będzie mogła być objęta większa grupa osób, bo cały czas pojawiają się sygnały, że sanepid nie dociera do wszystkich, którzy mogą być zagrożeni?
Fizycznie nie jesteśmy w stanie przebadać wszystkich. Z drugiej jednak strony pomysł wprowadzenia tzw. szybkich testów może wyrządzić więcej szkody niż się spodziewamy. Taki test może dawać fałszywe wyniki ujemne lub dodatnie. W przypadku fałszywie dodatnich nie ma takiego zagrożenia, bo taki pacjent w kolejnym badaniu zostanie zweryfikowany. Natomiast znacznie gorzej jeśli ktoś otrzyma wynik fałszywie ujemny (w rzeczywistości jest zakażony), nie będzie go potwierdzał, sądząc, że jest zdrowy. Brak świadomości choroby naraża automatycznie wszystkie osoby, z którymi będzie miał kontakt. Dlatego potrzebna jest diagnostyka laboratoryjna.
Czy kwarantanna, w przypadku gdy nie można zrobić badań u wszystkich objętych nią osób i potwierdzić zakażenia ma sens?
Kwarantanna z punktu widzenia epidemiologicznego zawsze ma sens. Nie dotyczy ona osób chorych, a tylko tych, które miały kontakt z zakażonymi lub wróciły z miejsc endemicznego lub epidemicznego występowania wirusa. Nie może być krótsza niż okres wylęgania choroby czyli w tym przypadku 14 dni. Jeśli wystąpią jakiekolwiek objawy kliniczne, u takich osób od razu są wykonywane badania laboratoryjne w kierunku obecności materiału genetycznego wirusa.
A jeśli nie będą miały objawów, ale będą zakażone? Czy nie będą narażać innych po wyjściu z kwarantanny?
Nie jesteśmy fizycznie w stanie przebadać wszystkich, więc Światowa Organizacja Zdrowia zaleca, żeby badać przede wszystkim osoby, u których wystąpią objawy. U osób, które przechodziły chorobę bezobjawowo jest też znacznie mniejsze wydzielanie wirusa, można więc przypuszczać z dużym prawdopodobieństwem, że po zakończeniu kwarantanny już go nie wydzielają.
Jakie są prognozy dla naszego kraju, jak długo może u nas potrwać epidemia?
Nie da się tego jednoznacznie przewidzieć. Są prognozy wynikające z matematycznych i statystycznych obliczeń, które biorą pod uwagę sytuację w innych krajach. Na tej podstawie prognozuje się rozwój epidemii w Polsce. Na razie liczba zakażeń cały czas rośnie. Według prognoz do 28 marca ma być około 2 tysięcy zakażeń, a już do 11 kwietnia nawet do 20 tysięcy. Dlatego tak ważna jest izolacja i przestrzeganie higieny oraz ograniczeń w przemieszczaniu się. Dzięki temu ograniczymy możliwość krążenia wirusa w populacji, ale też nie narażamy się niepotrzebnie. Weźmy pod uwagę to, że do Polski wróciło w ostatnim czasie bardzo dużo Polaków z różnych krajów, a nie wszyscy są przebadani. Jest też dużo osób, które ukrywają fakt, że mogły być narażone. Zostając w domu wzmacniamy swoją ochronę, bo droga powietrzno-kropelkowa jest najszybszą drogą do rozprzestrzeniania się wszelkich drobnoustrojów. Nie wiemy też do końca jak długo wirus może się utrzymywać w powietrzu. Badania prowadzone w laboratoriach nie dadzą nam stuprocentowej pewności, gdyż odbywają się w środowisku jałowym. W rzeczywistych warunkach mamy do czynienia z różnymi czynnikami, które mogą wpłynąć na ten wynik np. temperatura, słońce, wiatr.
Chronić powinni się nie tylko seniorzy, bo jak pokazują statystyki chorują też młode i zdrowe osoby. Zdarzają się w tej grupie także przypadki śmiertelne. Tak naprawdę wszystko zależy od indywidualnych, osobniczych cech organizmu. Nie powinniśmy tego lekceważyć.
Kiedy możemy się spodziewać wyhamowania epidemii w Polsce?
Pojawiają się różne prognozy, mówi się o czerwcu. Tak naprawdę jednak nie wiemy czy tak rzeczywiście będzie. O odwrocie epidemii możemy mówić gdy nie będzie znaczącego wzrostu zachorowań. Nie wiadomo też czy epidemia nie wróci w okresie jesienno-zimowym, bo takie prognozy też się pojawiają. Być może przybierze formę lokalnych ognisk, a być może będą to zachorowania sezonowe jak w przypadku grypy. Przodkiem nowego koronawirusa jest wirus SARS-1, który co ciekawe dość szybko zniknął z populacji. Może tak będzie również w tym przypadku.
Jak szybko może się pojawić szczepionka na COVID-19?
Szczepionka być może będzie dostępna już w przyszłym roku. Jest już w fazie badań klinicznych, testuje się ją na ludziach. To musi jednak potrwać. Zaszczepionych trzeba obserwować pod kątem wystąpienia ewentualnych działań niepożądanych a więc sprawdzić czy jest bezpieczna, ale także pod kątem skuteczności - czy zaszczepiona osoba faktycznie wytworzy odporność.
Kiedy możemy mówić o wyzdrowieniu po zakażeniu koronawirusem i czy można się ponownie zakazić?
Jeśli u leczonego pacjenta pierwszy wynik badania laboratoryjnego będzie ujemny i potwierdzi to wynik kolejnego badania przeprowadzonego po 48 godzinach. Wtedy uznajemy, że wirusa już nie ma. Trudno jednak powiedzieć dlaczego ludzie trafiają ponownie do szpitali. Są takie przypadki, ale nie mamy stuprocentowej pewności czy faktycznie jest taka możliwość tzw. reinfekcji czy np. badanie weryfikujące dało fałszywy wynik. Nadal jeszcze nie wszystko wiemy o samym wirusie jak i o chorobie, bowiem z tym nowym patogenem mamy do czynienia dopiero około trzy miesiące.