Wybuchy śmiechu i gromkie brawa. Znak, że w Lublinie występują sztukmistrze. - Czasami pokaz jest złożony szybko, ale żeby w ogóle powstał potrzeba lat treningu. A wiele osób uważa, że nasza praca to tylko hobby i zabawa – mówią cyrkowi artyści. O sportowych emocjach żonglerskich i życiu ulicznych performerów opowiada uczestnik tegorocznego Carnavalu Sztukmistrzów
Od czwartku, a nawet od środy trwa w Lublinie najweselszy miejski festiwal, czyli Carnaval Sztukmistrzów. Już pierwszy dzień pokazał, że organizatorzy muszą zmieniać plany i zamiast plenerowych pokazów szukać alternatywy pod dachem. Pierwszy Carnaval Show! schował się do galerii handlowej zamieniając w scenę i widownię korytarz między sklepami.
Czwartek za to był idealnym pogodowym prezentem. Tłumy na plenerowych widowniach oklaskiwały buskerów i inne spektaklowe wydarzenia. Chyba największe zamieszanie w centrum miasta zrobił duet Be Flat z Belgii. Ludo & Arsène otoczeni rzeszą widzów przemieszczali się po placu Litewskim włażąc na latarnie, biegając po konstrukcjach wystawy czasowej i łażąc po drzewach. Za jedyny rekwizyt mieli drabinkę. Publiczność była zachwycona.
Walka na maczugi
- Jeśli zobaczycie kogoś kto stoi na drabinie i gada, to pewnie będę ja – zapowiada Krzysztof Kostera Art, który jest bywalcem na Carnavale Sztukmistrzów. Jak wylicza widywaliśmy go w Lublinie już sześć lub siedem razy. Zazwyczaj był w programie festiwalu z własnym pokazem albo brał udział w spektaklach tworzonych na potrzeby miejskiego wydarzenia. W tym roku jest w Lublinie jako artysta spoza programu (w czwartek występował koło hotelu Europa) oraz organizator... piątkowego Fight Night Combat.
- Combat juggling to oficjalny sport żonglerów na świecie. To świetna, widowiskowa dla publiczności zabawa a przy tym zdrowa rywalizacja. Jest dwóch zawodników, każdy z nich żongluje trzema maczugami tzw. kaskadę, podstawowy układ żonglerski. Walka polega na wybiciu przeciwnikowi co najmniej jednej maczugi, ale tak by nadal samemu żonglować. Nie wolno trafić przeciwnika w twarz czy inną część ciała, jedynie wybija się maczugę. Sport jest międzynarodowy, ma oficjalny ranking światowy – mówi Krzysztof Kostera, który organizuje combat juggling w całej Polsce. Spodziewa się 15-25 zawodników z różnych krajów.
Fight Night Combat zaczynają się w piątek o godz. 21 na błoniach pod Zamkiem. Wstęp wolny.
Krzysztof Kostera sam jest żonglerem, kończył Szkołę Cyrkową w Julinku. Widzowie świetnie go kojarzą, bo po pierwsze jego show „Niebezpieczne rzeczy” wygrał w zeszłym roku konkurs buskerski a po drugie jak nie zapamiętać kogoś, kto stojąc na wolnej ekwilibrystycznej drabinie żonglujące trzema płonącymi toporami.
Okiełznanie żywiołu
- Uwielbiam występować na ulicy, dla mnie to jest najlepsza forma, najwięcej się przy niej uczę. Uważam, że jest to w pewien sposób wyzwanie - okiełznanie żywiołu jakim jest publika na ulicy. To jest coś zupełnie innego niż publika, która siedzi w teatrze i czeka na ciebie, i nie ma możliwości wstać i odejść. Na ulicy musisz złapać publikę, trzymać ich przy sobie, poprosić o pieniądze i generalnie zrobić dobre show. Najtrudniejsze jest utrzymanie dobrej, wysokiej energii przez cały pokaz, aby to się zwróciło w kapeluszu ale też w takim zwrocie energetycznym od ludzi – mówi artysta.
Wspomina, że nie był wychowywany w duchu artystycznym, ale jako dziecko szukał wielu pasji i kilka lat żonglował. Był samoukiem, szukał w Internecie filmików, starał się powtarzać. Dziś mówi, że to było ćwiczenie rzemiosła bez planowania występów ale tym sposobem osiągnął bardzo dużo żonglując trzema, czterema a nawet pięcioma piłkami. Po maturze wrócił do starej pasji i poszedł do szkoły cyrkowej.
- To był mój wybór, rodzina mnie raczej nie wspierała, wręcz uciekłem z domu. Można się śmiać, że w pewien sposób uciekłem do cyrku. To, co robię obecnie jest techniką którą się ćwiczy latami. Wypadkowa tego, że byłem na wielu festiwalach, chciałem się uczyć, czerpałem od wielu osób, bo żonglerka ma swoją technikę. Niektórzy uważają, że się żongluje i tyle, ale istotne jest by odpowiednio ustawić ciało, jak najmniej zużywać energii ale żeby jak najefektywniej to wszystko działało – opowiada Kostera.
Wow dla publiki
Publiczność widzi sztukmistrzów przez kilkadziesiąt minut. Dla nich dzień festiwalu to dzień pracy. Każdy z performerów ma swoje rytuały związane z występem.
- Jem bardzo lekkie posiłki, głównie owoce, żeby się nie obciążać i być na wysokiej energii. Bardzo pilnuję, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik, muszę wziąć wszystkie potrzebne rzeczy, mieć przygotowany kostium. Na pół godziny przed show muszę być gotowym w miejscu występu, przećwiczyć najtrudniejsze rzeczy, żeby podczas pokazu mi nie poleciały. Można powiedzieć, że „Niebezpieczne rzeczy” złożyłem dość szybko ale były aktualizowane. Coś wprowadzałem, odejmowałem uznając, że nie działa. Stwierdziłem, że dołożę płonące topory, bo to w ogóle jest wow dla publiki. Czasami pokaz ewoluuje, ale żeby w ogóle powstał potrzeba lat treningu. Co wytrenujesz jest twoje i możesz zaprezentować. Trening jest bardzo istotną częścią naszej pracy. Dzięki niemu możesz utrzymać formę, nie tylko jeśli chodzi o sprawność ciała. Musisz co jakiś czas żonglować, balansować. Jeśli tego nie robisz, na pokazie upadają ci rzeczy co nie wygląda dobrze – tłumaczy artysta.
Chwali lubelską publiczność i organizację festiwalu. Sztukmistrze doceniają, że widzowie są świetnie nastawieni, wiele osób specjalnie przyjeżdża do Lublina. Ludzie chcą oglądać artystów, chcą wrzucać do kapelusza, a to dla ulicznych performerów jest bardzo istotne.
- Mam to szczęście, że nie muszę robić nic innego. Generalnie bym popychał młodych i pochwalał: idź w stronę artystycznych rzeczy lub cyrkowych. Choć mam świadomość jakie w Polsce jest podejście do sztuki cyrkowej. Traktowana jest trochę z przymrużeniem oka, trochę się z tego żartuje. Bywa, że cyrkowcy lepiej zarabiają niż inni artyści i przeciętnie zarabiający ludzie – dodaje Krzysztof Kostera.
Chmury nad cyrkowcami
Jeśli deszcz pozwoli przed nami między innymi takie cyrkowe, ogólnie dostępne i gratisowe wydarzenia:
* Na placu Zamkowym zobaczymy spektakl francuskiej grupy Akoreacro "Arret d'Urgence", określany jako żywiołowa mieszanka muzyki i akrobatyki zaprezentowana na ruchomej scenie jeżdżącej ciężarówki (pokazy 28 lipca o godz. 22 i 29 lipca o godz. 21). 16. cyrkowców będzie stale podkręcać emocje, prezentując wypadki i katastrofy, a wszystko to w rytm muzycznych akcentów.
* Na placu Litewskim w piątek ponowny pokaz widowiska "Nautilus" powstałego we współpracy trzech czeskich formacji: Blackout Paradox, Teatr Novogo Fronta i Sacra Circus. 28 lipca o godz. 21 mieszanka pokazów akrobatyki, pirotechniki czy light show. Całość ozdobią ogromne marionetki i barwny morski świat. Czwartkowy spektakl śledziła bardzo liczna publiczność.
* W sobotę o godz. 20 na placu Litewskim widowisko teatralne z elementami nowego cyrku w wykonaniu artystów, m.in. z Włoch, Grecji, USA, Szwecji, Peru, Czech, Niemiec i Polski. Tak zakończy się organizowany przez Ośrodek „Brama Grodzka (Grodzka Gate) – Teatr NN” Międzynarodowy Festiwal „Śladami Singera”.
* Równolegle w kilku miejscach śródmieścia: plac przed Centrum Kultury, plac Litewski (centrum i koło napisu I love Lublin), u zbiegu deptaka i ul. Kapucyńskiej, na placu łokietka i placu Po Farze będą występować buskerzy. W tym roku Warsztaty Kultury zaprosiły artystów z Chile i Argentyny. W konkursie buskerskim prezentują się: Duo Patagonia, A Tope, Mr Mostacho, Capuchini oraz Flash Gonzalez. Aby zagłosować na jakiegoś artystę należy wypełnić formularz online dostępny na stronie carnavallublin.pl.
* Gdyby ktoś lubił jak się z niego żartuje i był zwolennikiem teatralnych żartów powinien wyszukać w programie „H2Oooops” kompanii Tres de la nada. Panowie występują przed Centrum Kultury.