– Miało być lepiej, a wyszło jak zwykle – śmieje się pan Bronisław, mieszkaniec „parzystej” strony ul. Rejowieckiej w Chełmie. – Radio grzmiało, gazety pisały - to połatali dziury na głównej a na dojazdówce zostawili. Tak jak zwykle, tak jak od lat. I co z sąsiadem trzeba będzie nawieźć piachu, żeby do domu dojechać.
Byliśmy na miejscu. Nawierzchnia, a raczej jej kompletny brak, powoduje, że poruszanie się dojazdówką od Bocianiej do ul. Wodnej, jest nie lada sztuką, chyba, że zjedzie się autem na chodnik, który i tak jest krzywy i pozapadany. Z licznych dziur asfalt znikł już dawno, wyzierają białe kamienie podbudowy.
Tymczasem w Chełmie, od początku lipca intensywnie łatano jezdnie, na co trafiły pieniądze z zimowego utrzymania – suma przetargu opiewała na ponad 250 tys. zł. 15 lipca urząd wydał nawet komunikat o zakończeniu prac. Szkoda tylko, że o Rejowieckiej zapomniano.
– W zasadzie tu już nie ma co łatać. Jak dziura ma dwa metry na metr i 20 centymetrów głębokości, to można przyjąć, że ulicy nie ma. To co, sadzimy kwiatki? – kończy Bronisław.