Gdyby właściwa pomoc przyszła 10 minut później, dzisiaj załatwialibyśmy inne sprawy... – mówi syn pana Mieczysława. Jego ojciec trafił do szpitala, ale przyjęty nie został. Pod bramą kazano mu czekać na pogotowie.
Pan Mieczysław Tomaszewski nagle źle się poczuł. Czuł ból i ucisk w klatce piersiowej.
– Natychmiast zawołałem szwagra i pojechaliśmy do szpitala w Krasnymstawie. Nie wzywaliśmy pogotowia, bo doszedłem do wniosku, że sam szybciej dojadę – opowiada Dariusz Tomaszewski, syn.
Ale na miejscu pojawiły się kłopoty. Nikt nie kwapił się do pomocy choremu. – Mówiłem im, że to może być zawał, ale kazano mi wezwać pogotowie, które miałoby zabrać ojca do szpitala w Zamościu. Zdębiałem, jak to usłyszałem – dodaje pan Dariusz. Ta sytuacja dziwi go tym bardziej, że z wykształcenia jest ratownikiem medycznym.
Po kilku minutach karetka podjechała pod szpital. Pan Mieczysław nie miał już siły wyjść z samochodu. Ratownicy wynieśli go na noszach. Wszystko to trwało tak długo, że objawy zawału ustąpiły. Starszy pan
został przekazany krasnostawskim lekarzom. Wykonano badania, pacjent otrzymał leki.
– Z EKG nie wynikało, że miał zawał – mówi Piotr Matej, dyrektor krasnostawskiego szpitala.
Wyniki nie wskazywały na stan przedzawałowy?
– Nie jestem lekarzem, nie mnie to oceniać – ucina dyrektor, ale zapewnia, że sprawa będzie wyjaśniana. Bo postępowanie lekarza na oddziale ratunkowym Matej ocenia jako niewłaściwe.
– Obowiązkiem lekarza jest sprawdzenie stanu pacjenta, zważywszy, że istniało podejrzenie poważnej choroby – przyznaje dyrektor.
Ale też tłumaczy swoją podwładną. Jest przekonany, że lekarka chciała pomóc pacjentowi, ale była nadgorliwa.
– Gdybyśmy przyjęli chorego na SOR, gdyby potrzebna była szybka hospitalizacja na oddziale kardiologicznym, musielibyśmy wzywać karetkę transportowa z Chełma, która mogłaby go zawieźć do Zamościa. Pogotowie mogło od razu tam pojechać – wyjaśnia Matej.
Jednak właśnie na oddziale w Krasnymstawie pacjent dostał zawału. I trzeba było jednak wzywać karetkę z Chełma, która dowiozła pana Mieczysława do Zamościa. Tam na szczęście choremu pomogli. Starszy pan jest jeszcze osłabiony, ale mógł już wrócić do domu.