Ratownicy z karetek nie mogli dodzwonić się do lekarzy, a lekarze do punktu krwiodawstwa. W sobotę we włodawskim szpitalu zamilkły telefony. – Mamy pacjentów w bardzo ciężkim stanie, liczy się każda sekunda – mówi ordynator chirurgii. Sieć Orange awarię usuwała aż cztery dni
Telefony na biurkach lekarzy i pielęgniarek zamilkły w sobotę, 2 maja, ok. godz. 23.
– Próbował się do mnie dodzwonić lekarz dyżurny z mojego oddziału. Chodziło o pacjenta w bardzo ciężkim stanie, który leżał już na stole operacyjnym. Okazało się, że chciał żebym przyjechał, a ja w ogóle go nie słyszałem. Domyśliłem się jednak, że może chodzić o coś ważnego i oddzwoniłem na jego prywatny numer – relacjonuje Artur Sitnik, ordynator oddziału chirurgii ogólnej z pododdziałem urazowo-ortopedycznym we włodawskim szpitalu.
– Nie mogliśmy telefonicznie zamówić krwi z naszego punktu – opowiada dalej ordynator Sitnik. – Po krew trzeba było iść osobiście, a punkt mieści się dwieście metrów od szpitala w innym budynku. Przecież w takich przypadkach liczy się każda sekunda!
Od soboty do środy nie było również telefonicznego kontaktu między oddziałami i z apteką. Do szpitala nie mogły się dodzwonić rodziny pacjentów.
– Nie mieliśmy też łączności z pogotowiem. A przecież cały system ratownictwa opiera się na szybkim przepływie informacji między ratownikami i lekarzami zanim jeszcze pacjent trafi do szpitala – dodaje Sitnik.
– Rozumiem, że taka awaria może trwać kilka godzin, ale aż cztery dni? Interweniowaliśmy, ale pracownicy sieci twierdzili, że wszystko jest w porządku – opowiada lekarz.
– Rzeczywiście wystąpiły problemy po stronie Orange Polska, które powodowały, że nie wszystkie połączenia dochodziły do adresatów – przyznaje Maria Piskier z biura prasowego Orange Polska. – Być może pracownicy naszej firmy informowali, że wszystko jest w porządku, bo sprawdzili akurat numery, które działały? – przypuszcza.
Orange zapewnia, że przywracanie łączności odbyło się „jak najszybciej”. Ale zarazem przyznaje, że nie ma specjalnych procedur w przypadku gdy awaria ma miejsce w takim miejscu jak szpital. – Cały czas monitorujemy sytuację, żeby mieć pewność, że już do takiej awarii we Włodawie nie dojdzie – zapewnia Piskier.
– Pracuję w tym szpitalu od trzydziestu lat. Taka sytuacja zdarzyła się po raz pierwszy – komentujeordynator Sitnik. – Rozważamy wystąpienie do sieci o odszkodowanie – dodaje.
Telefony we włodawskim szpitalu zaczęły działać dopiero wczoraj przed południem.