Andrzej Tomza, syn zamordowanego w niewyjaśnionych okolicznościach Andrzeja Tomzy, chełmskiego rusznikarza, przestał liczyć na policję
Obaj mężczyźni, niezależnie od siebie, przedstawili zbliżony scenariusz zbrodni i wskazali na te same osoby, które mogły się jej dopuścić.
Umawiając się z Tomzą na spotkanie Jackowski poprosił go, aby ten przywiózł rzeczy osobiste ojca. - Zabrałem kilka zdjęć, portfel, kapcie i okulary - mówi Tomza junior. - Jeszcze nie wyjąłem ich z torby, a Jackowski już doznał, jak on to nazywa, projekcji. Wpadł w trans. Przechadzając się z koszulą ojca w rękach zaczął mówić. Powiedział, że zabójstwo zorganizowała kobieta, którą ojciec dobrze znał.
Wykonawcą miał być mężczyzna, którego dokładnie mi opisał. Niestety, ten opis z nikim znajomym mi się nie kojarzył.
W podobny sposób Tomzę zaskoczył także Gocłowski. Na początek zapytał, czy jego rodzice się rozwiedli. Następnie stwierdził udział w morderstwie kobiety, którą ojciec dobrze znał. Według niego wykonawcą wyroku miał być mężczyzna, z którym Tomza senior miał mieć zadawniony konflikt.
Martwego Andrzeja Tomzę, reprezentanta Polski w strzelectwie na Igrzyskach Olimpijskich w Rzymie, znalazła w przydomowym ogrodzie kobieta od lat prowadząca mu dom. Na lewej skroni widoczny był ślad po kuli. Biegli stwierdzili, że strzał oddany był z bliskiej odległości. Dotąd jednak nie wiadomo, z jakiej broni. Na pewno nie z tej, jaką znaleziono w szafie rusznikarza.
- Nie ukrywam, że zwróciłem się już do kolejnego jasnowidza, tym razem po to, aby wskazał miejsce ukrycia broni, z której zabito mojego ojca - mówi Tomza. - Nie spocznę, dopóki nie dowiem się, kto za tym stał i kto pociągnął za cyngiel.
Syn Tomzy był u jasnowidzów przed kilkoma miesiącami. Zobowiązał się, że to, co usłyszał, przynajmniej do marca utrzyma w tajemnicy. W końcu poczuł się z niej zwolniony i zaczął mówić. Co na to policja? Dopóki podpowiedzi jasnowidzów nie znajdą potwierdzenia w twardych dowodach, nie będą miały znaczenia dla śledztwa.