Po tym jak bibliotekarze zapowiedzieli, że o nieoddane książki będą upominać się windykatorzy, w wypożyczalni ustawiła się kolejka
Informacja o windykatorach była trochę na wyrost. Bibliotekarze dali bowiem czytelnikom jeszcze jedną szansę. Jeśli pospieszą się z oddaniem książek przed końcem miesiąca, unikną nieprzyjemnej wizyty i zaoszczędzą trochę pieniędzy.
- Spóźnialscy oczywiście zapłacą karę za przetrzymywanie książek - mówi Anna Pietuch z Chełmskiej Biblioteki Publicznej. - Jeśli u nas, mogą liczyć na pewną wyrozumiałość i ulgi. Tymczasem zaangażowani przez nas windykatorzy będą bezwzględni. Mało, że co do złotówki wyegzekwują należną karę, to doliczą do niej jeszcze koszty manipulacyjne.
Bibliotekarze stracili cierpliwość po tym, jak doliczyli się, że ponad 20 proc. czytelników nie oddaje wypożyczonych pozycji w regulaminowym terminie. Te procenty przekładają się na blisko 4 tys. osób. Za ich sprawą około 12 tys. książek i wydawnictw audiowizualnych jest wyłączonych z obiegu.
Ogłoszenie nowych zasad sprawiło, że niektórzy czytelnicy wpadli niemal w panikę. Bibliotekarze odbierają w tej sprawie telefony nie tylko od chełmian, ale także dawnych czytelników, którzy mieszkają obecnie w różnych zakątkach kraju i nagle sobie przypomnieli, że nie oddali książki. Powody do zdenerwowania mają także rodzice, którzy, kiedy ich dzieci nie miały 18 lat i chciały wypożyczać książki, podpisywali zobowiązania, że biorą za nie odpowiedzialność.
- Powiało grozą - mówi jedna z czytelniczek filii ChBP przy ul. Nadrzecznej. - Niedawno mówiło się, że PiS chce nam urządzić państwo policyjne, a teraz zanosi się na policyjną bibliotekę.
Dotychczasowa praktyka wyglądała tak, że biblioteka wysyłała do niesolidnych czytelników wezwania do zwrócenia przetrzymywanych pozycji. Z reguły takie działania były skuteczne. Najbardziej opornych dopingowano pismami przedprocesowymi, co zazwyczaj definitywnie załatwiało sprawę.
- Uważam, że to był dobry system , dopóki jeden z wcześniejszych dyrektorów biblioteki nie wprowadził maja bez kar - mówi pracownik biblioteki, pragnący zachować anonimowość. - W ten sposób sami strzeliliśmy sobie gola. Czytelnicy poczuli się bowiem bezkarni i z oddaniem książek zwlekali do kolejnych majów. Teraz niektórym z nich przyjdzie za tę niefrasobliwość słono zapłacić.