Chełmscy śledczy badają sprawę wypadku, do którego doszło rok temu podczas przygotowań do otwarcia aquaparku. Poparzonych zostało sześć kobiet. Cztery z nich podtrzymują swoje roszczenia
Pięć pracownic recepcji i instruktorka squasha zostały skierowane do prac porządkowych w kręgielni. Zajęło im to ponad pięć godzin. Wyszły z pomieszczenia z poparzeniami. Spowodowało je promieniowanie lamp, które zostały tam zainstalowane omyłkowo.
– W tej sprawie od początku byłyśmy wodzone za nos przez przełożonych – mówi jedna z kobiet, które zgłosiły sprawę do prokuratury. – Już następnego dnia po zdarzeniu poinformowałyśmy Zbigniewa Mazurka, prezesa spółki Chełmski Park Wodny i Targowiska Miejskie, że piekły i łzawiły nam oczy. Stwierdziłyśmy też zaczerwienienia skóry. Te objawy z godziny na godzinę się nasilały. Do jednej z koleżanek jej bliscy wezwali w nocy pogotowie. Prezes kazał nam się leczyć i obiecał, że zwróci nam koszty porad lekarskich i podróży do Zamościa. Obiecał też rekompensatę za to, co nam się przytrafiło.
Kobiety przyznają, że po przedstawieniu rachunków dostały pieniądze w kopertach. Nie doczekały się natomiast żadnego zadośćuczynienia.
– W październiku wystąpiłyśmy do prezesa z pismem o protokół z wypadku – mówi kolejna poszkodowana. – Nawet nam nie odpisał. Dopiero po drugim naszym piśmie zwołał zebranie z udziałem behapowca. Ten ostrzegł nas, że jeśli będziemy nagłaśniały sprawę to musimy liczyć się z konsekwencjami, z utratą pracy włącznie. Wtedy dwie z nas zrezygnowały z dalszych roszczeń. Ja i trzy koleżanki nie. Po naszych zeznaniach behapowiec w końcu uznał, że to był zbiorowy wypadek.
Panie otrzymały powypadkowy protokół, ale wniosły do niego zastrzeżenia. Wczoraj miała być im przedstawiona kolejna wersja tego dokumentu.
– Nie tylko moje podwładne, ale i ja uległem porażeniu – mówi prezes Zbigniew Mazurek. – Dzień wcześniej spędziłem trochę czasu w kręgielni i przypłaciłem to pieczeniem oczu. Zapuściłem sobie krople i to mi pomogło. Jeśli chodzi natomiast o poszkodowane kobiety, to po 16 listopada 2016 r. żadna z nich nie przebywała na zwolnieniu lekarskim. Dlatego ta sprawa została zakwalifikowana jako zdarzenie. Same lampy zostały natychmiast wymienione na właściwe.
Po zebraniu z behapowcem Mazurek oficjalnie zgłosił zbiorowy wypadek do Państwowej Inspekcji Pracy. Powiadomił także prokuraturę. Cztery poszkodowane kobiety również powiadomiły śledczych.
– Rzeczywiście wpłynęło do nas najpierw zawiadomienie od prezesa Mazurka, a następnie od czterech pracownic parku wodnego – mówi Mariola Puławska, zastępca prokuratora rejonowego w Chełmie. – Zawiadomienia te dotyczyły narażenia pracowników na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, jak również nie zawiadomienia w terminie właściwego organu przez dyrekcję o wypadku przy pracy. Na obecnym etapie postępowanie prowadzone jest w sprawie, nikomu jeszcze nie przedstawiono zarzutów.
U pań, które najbardziej ucierpiały, lekarz stwierdził m.in. zapalenie i poparzenie rogówek oraz poparzenie spojówek.
– Oczy nam się goją, ale wciąż jesteśmy pod stałą opieką lekarską – dodaje jedna z nich. – Przez tyle czasu kazano nam zamykać buzię, ale żarty się już skończyły.