Lokatorzy ChSM nie powinni wierzyć na słowo władzom spółdzielni. Jeżeli zaryzykują, nawet drobna sprawa może znaleźć swój finał w sądzie.
i z rozbrajającą szczerością stwierdził, że trzeba się przemęczyć do poniedziałku. Bo on przy sobie nie ma potrzebnego sprzętu.
- Była sobota, a ten pan kazał mi czekać - zżyma się pani Krystyna.
- Na szczęście przyszedł sąsiad, który bez żadnego problemu, choć nie jest hydraulikiem, naprawił spłuczkę.
Kobieta była tak zdenerwowana postawą majstra, że telefonicznie poskarżyła się władzom Chełmskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Uzyskała, jak twierdzi, zapewnienie, że konserwator za swoje zachowanie poniesie konsekwencje. Fachowiec miał zaś kupić niezbędne części i wykonać usługę bez pobierania opłaty za robociznę. - Tydzień później otrzymałam fakturę do zapłaty. Z kosztami robocizny prawie 41 zł, przy czym koszt materiałów to zaledwie 8,50 zł - mówi nasza Czytelniczka. - I tylko za to zapłacę.
Obie strony upierają się przy swoim. Spółdzielnia powołuje się na uchwałę rady nadzorczej, według której do obowiązków lokatora należy naprawa urządzeń techniczno-sanitarnych łącznie z ich wymianą. A każda interwencja grupy konserwatorskiej wiąże się z wystawieniem faktury za usługę. Składają się na nią dojazd, stawka roboczogodziny i koszt wykorzystanych części.
Pani Krystyny takie tłumaczenia nie zadowoliły, dlatego napisała pismo
do rady nadzorczej. Ale ta poparła stanowisko zarządu, bo nie dopatrzyła się żadnych uchybień w postępowaniu zastępcy prezesa, ani podległych mu pracowników. - Była usługa i trzeba za nią zapłacić - mówi Henryk Wikło, prezes ChSM. - Nie możemy robić wyjątku dla tej pani. Jeżeli nie będzie chciała zapłacić, skierujemy sprawę do sądu.
Prezes twierdzi, że osoby, które nie chcą płacić za wykonane usługi i je reklamują w całej spółdzielni można policzyć na palcach jednej ręki.