Wtedy zauważyła ręce wystające z prowadzącego do kotłowni zsypu na węgiel. Tak odkryła martwe ciało 60-letniej sąsiadki.
Po telefonie we wsi pojawiły się służby. Sytuacja była groźna, bo mieszkańcy mówili, że zmarła opiekowała się matką, która nie była w stanie poruszać się o własnych siłach. Zachodziła obawa, że pozostawiona sama sobie staruszka, mogła umrzeć z wyczerpania.
- Drzwi wejściowe do domu były zamknięte – mówi Lech Wieczerza, Prokurator Rejonowy w Chełmie. - Otworzyli je strażacy. Wewnątrz zastano 90-letnią kobietę w dobrym stanie. Nie wiemy, z jakich przyczyn jej córka zeszła do zsypu, można tylko przypuszczać, że chciała się tą drogą – bo drzwi były zatrzaśnięte – poprzez zsyp na węgiel, wydostać z domu.
Ponieważ obecny na miejscu tragedii prokurator nie dopatrzył się udziału osób trzecich w zdarzeniu, ciało 60-latki wydano rodzinie.