Dwa rozkładające się ciała i czuwający przy nich 64-letni upośledzony umysłowo mężczyzna. Taki widok ujrzeli strażacy, którzy domieszkania w bloku przy ul. Czarnieckiego w Chełmie dostali się przez okno.
Policjanci sygnał o tym, że z jednego z mieszkań przy ul. Czarnieckiego wydobywa się potworny fetor przyjęli już w piątek. Przepytani przez nich sąsiedzi przyznali, że dawno już nie widzieli tamtejszych domowników. Już to wróżyło tragedię.
Z ustaleń śledczych wynika, że zmarli to 84-letnia kobieta i jej 61-letni syn. Stan rozkładu zwłok wskazywał, że nie żyli już od około miesiąca. Odpowiedzi na pytania dotyczące przyczyn zgonów może przynieść dopiero sekcja zwłok.
Mężczyzna, który czuwał przy ciałach okazał się starszym synem zmarłej. Strażakom i policjantom nie sposób było się z nim porozumieć. W tej sytuacji zaopiekowali się nim pracownicy opieki społecznej. Obecnie ma zapewnioną opiekę medyczną w szpitalu.
– Tak zmarli, jak i 64-latek nie korzystali z jakichkolwiek świadczeń z naszej strony – mówi Waldemar Kozioł, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. – Ich najbliżsi, ani sąsiedzi nie zgłaszali nam potrzeby przyjrzenia się tej rodzinie. Z mojej wiedzy wynika, że sędziwą kobietą nie interesował się też lekarz rodzinny, ani pielęgniarka środowiskowa.
Zmarła kobieta miała stały dochód. Prawdopodobnie jej pochówkiem zajmie się rodzina.
– Przypuszczam, że to my zajmiemy się pogrzebem mężczyzny – dodaje dyrektor Kozioł. – Jeśli chodzi natomiast o 64-latka, to jeśli nie zaopiekuje się nim rodzina, to obowiązek zapewnienia mu stałej opieki spadnie na nas.
W mieszkaniu przy ul. Czarnieckiego policjanci nie znaleźli śladów, które mogłyby wskazywać, że do śmierci domowników mogły przyczynić się osoby trzecie. Nie było krwi, ani śladów obrażeń na zwłokach. W samym mieszkaniu wyspecjalizowana firma przeprowadziła już dezynfekcję. Niewykluczone, że 64-latek do niego wróci, a MOPR przydzieli mu opiekuna społecznego.
>>>