Andrzej Gorzelewski, chełmski lutnik, nie mógł przegapić koncertu Idy Haendel. Jako muzyk był zachwycony i wzruszony. Nic więc dziwnego, że jako pierwszy, jeszcze przed czasem przyszedł do naszej redakcji, gdzie królowa skrzypiec rozdawała swoje autografy. Oczywiście przyniósł wykonany przez siebie instrument.
- Teraz mam problem, jak zabezpieczyć ten autograf, by go zachować i nie zaszkodzić instrumentowi. Na pewno znajdę na to jakiś sposób - mówi Gorzelewski. Zapytany, co zrobi z tak wzbogaconym instrumentem odpowiedział, że najpierw musi się nim nacieszyć. Musiałaby przycisnąć go ciężka bieda, by zgodził się z nim rozstać.
Słuchając koncertu Idy Haendel Gorzelewski nie mógł też oderwać wzroku od jej instrumentu, oryginalnego Stradivariusa. Wiele by dał, gdyby artystka pozwoliła mu chociaż go dotknąć. Z natury jest perfekcjonistą i uważa, że jego instrumenty powinny być coraz lepsze. Na co dzień geodeta, w przeszłości parał się rzeźbą, po czym malarstwem. Z czasem, namówiony przez brata, połączył nabyte w obu tych dziedzinach umiejętności i samodzielnie zbudował swoje pierwsze skrzypce. Tworząc kolejne chce usłyszeć ton, który przebije wszystkie poprzednie. Ton doskonały, bliski instrumentom Stradivariusa i Amatiego. W ciągu ostatnich dziesięciu lat zdążył zbudować już 62 skrzypiec i altówki i pracuje już nad kolejnym instrumentem. Cieszy się, że jego skrzypce znajdują uznanie u uczniów i studentów szkół muzycznych oraz zawodowych muzyków. •