Nie ma odpowiedzialnych za śmierci pacjenta, który w październiku ubiegłego roku zmarł w toalecie w szpitalu w Chełmie. Przez dobę nikt z personelu nie zainteresował się, że drzwi do tej toalety są zamknięte. W tej sprawie prokuratura przesłuchała kilkadziesiąt osób. W końcu ją umorzyła.
– Żadnemu z członków personelu szpitalnego nie można było postawić zarzutu przyczynienia się do śmierci 45-letniego bezdomnego – mówi Magdalena Sochoń z chełmskiej Prokuratury Rejonowej. – Wewnętrzne przepisy szpitala nie nakładały na nich bezwzględnego obowiązku sprawowania stałej opieki nad pacjentem.
Tym bardziej, że jego stan zdrowia tego nie wymagał. Ten pacjent był dobrze znany personelowi Szpitalnego Oddziału Ratunkowego również z tego, że często potrafił niepostrzeżenie oddalać się ze szpitala. Dlatego też pracownicy mieli prawo przypuszczać, że tak było i tym razem.
Sekcja zwłok wykazała, że Piotr S. zmarł wskutek nagłego odstawienia od alkoholu. 23 października ubiegłego roku najpierw został dowieziony do izby wytrzeźwień. Policjanci zwrócili jednak uwagę, że ma rozbitą głowę. Wezwali karetkę, która zabrała go do szpitala. Tam lekarz zszył ranę i zalecił konsultacje neurologiczne i tomografię komputerową, chociaż prześwietlenie czaszki nie wykazało zmian pourazowych.
Tymczasem mężczyzna zamiast czekać na neurologa, nagle zniknął z poczekalni. W tej sytuacji lekarz uznał, że samowolnie oddalił się ze szpitala. Następnego dnia Piotra S. znalazł ratownik, który okrył, że toaleta zamknięta jest od wewnątrz. Po otwarciu drzwi okazało się, że mężczyzna nie żyje.
Od czasu tego zdarzenia w SOR obowiązuje zaostrzony system nadzoru pomieszczeń. Wszystkie zostały przydzielone sanitariuszom, którzy mają je sprawdzać co dwie godziny. Ponadto SOR dostępny jest tylko dla pacjentów i personelu. Nikt inny nie ma prawa się tam przemieszczać. Jedynym wyjątkiem są rodzice z chorymi dziećmi.