Dwadzieścia tysięcy złotych. Tyle w ubiegłym roku miasto przeznaczyło na przeciwdziałanie narkomanii.
Ponad pół tysiąca osób skorzystało w ciągu roku z pomocy punktów konsultacyjnych. To nie oznacza, niestety, że temat narkotyków dotyczy w mieście tylko takiej grupy. To ludzie, którzy zdali sobie sprawę z problemu i szukają pomocy. Ilu o taką pomoc nie poprosiło, choć powinno? Nie wiadomo. W Chełmie nie ma nawet szacunkowych danych na ten temat. Tymczasem, choć są pieniądze na przeciwdziałanie narkomanii, dotąd nie były wykorzystywane w wystarczającym stopniu. Świadczy o tym choćby ubiegłoroczny bilans: 17 tysięcy złotych, które "zostały” z przewidzianych 20.
Grażyna Pitucha, która od niedawna pełni obowiązki dyrektora Wydziału Spraw Społecznych chełmskiego Urzędu Miasta, zaznacza, że nie może tłumaczyć się za swojego poprzednika. Zaznacza jednak, że zamierza zwrócić większą uwagę na tę kwestię i sprawić, by Miejski Program Przeciwdziałania Narkomanii na lata 2006-2010, nie był tylko martwym dokumentem.
- Zaczniemy od szkoleń, żeby mieć na ten temat wystarczającą wiedzę - mówi
J. Pitucha. - Potem, ale jeszcze w tym roku, zamierzamy zlecić przeprowadzenie badań na temat narkomanii. Chodzi o to, żeby poznać skalę problemu. Mając gotowe wyniki, będzie można ustalić dalszy plan działań.
Na razie wiedza urzędników opiera się na danych udostępnionych przez punkty konsultacyjne. Wynika z nich, że osób, których dotyczy problem narkotyków, jest coraz więcej. Szukały pomocy przede wszystkim w poradniach psychologiczno-pedagogicznych, ale także w punkcie konsultacyjnym Agape, a nawet przy Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Warto zaznaczyć, że w Chełmie nie ma specjalistycznej placówki dla osób uzależnionych od narkotyków. - W ubiegłym roku do MKRPA zgłosiło się pięciu rodziców, których dzieci miały problem z narkotykami. Wszystkie zostały skierowane do ośrodka w Garwolinie - mówi Pitucha.
O tym, że po narkotyki sięgają coraz młodsi ludzie, są przekonani i policjanci, którzy stykają się z tym problemem na co dzień i nauczyciele, którzy różnymi sposobami próbują ochronić szkołę przed działalnością dilerów. - Zdarzało się, że wzywaliśmy policję, bo w sąsiedztwie budynku kręciły się podejrzane osoby - mówi Marzena Koprukowniak, dyrektor IV LO. - Niestety, szkoła jest dla sprzedających narkotyki, dobrym rynkiem zbytu. Ale nie zmienia to faktu, że jeśli ktoś bardzo chce kupić narkotyki, zaopatrzy się w nie w innym miejscu.
Pitucha przyznaje, że problem narkotyków, choć później, dotarł już do naszego miasta. - Ale jest jeszcze czas na reakcję - zaznacza. - Chodzi o to, aby zdążyć, zanim narkotyki zawładną naszymi dziećmi.