W lubelskim szpitalu zmarł w niedzielę Mirosław P. z Anusina (pow. chełmski). Wcześniej przeszedł cztery operacje. Rodzina twierdzi, że jeszcze w grudniu, dzień po świętach zmasakrowali go sąsiedzi. Prokurator nie wyklucza, że mężczyzna po prostu nieszczęśliwie spadł z roweru.
Mirosław P. został ranny 27 grudnia wieczorem, kiedy wracał od zaprzyjaźnionych sąsiadów. Zgodnie z wersją jego bliskich, drogę miał mu zajechać mercedes prowadzony przez Ryszarda J. Razem z nim z samochodu wysiedli także Wiesław W. i jego przyrodni brat Dariusz Sz. Jest świadek, który ich widział.
Barbara Guz-Skibińska z Prokuratury Rejonowej w Chełmie twierdzi, że Mirosław P. był dwukrotnie przesłuchany przez policjanta. Nic nie pamiętał. – Biegły sądowy z zakresu medycyny sądowej stwierdził, że uszkodzenie śledziony mogło nastąpić wskutek kopnięcia w brzuch, ale też w wyniku uderzenia o element roweru – mówi prokurator i zapowiada przesłuchanie załogi karetki pogotowia, która zabrała go do szpitala oraz ponownie członków rodziny Mirosława P. Od ich zeznań będzie zależało, czy wezwie do siebie Ryszarda J., Wiesława W. i Dariusza Sz. Mężczyźni ci twierdzą,
że kiedy Mirosław P. miał zostać pobity bądź ulec wypadkowi oni byli w domu i spali. (bar)