To niesprawiedliwe. Za kradzież od razu idzie się siedzieć. A on zabił człowieka i sąd go wypuścił - płacze Joanna Cześnowicz, siostra mężczyzny rozjechanego przez pijanego kierowcę.
Rodzina 23-letniego Andrzeja Szymańskiego z Sewerynowa (powiat łęczyński) o skandalicznej decyzji sędziego Mariusza Włodka dowiedziała się wczoraj od Dziennika Wschodniego. Nie mogli w nią uwierzyć. - Ja się na to nie godzę - powtarza pan Bronisław, ojciec zabitego. - Przecież on mógł zabić nie jedno, a troje moich dzieci.
W sobotę wieczorem bracia Szymańscy wracali z budowy w Cycowie. Prowadzili rowery. Jerzy szedł z przodu. Widział zbliżający się z przeciwka samochód. Auto nagle zjechało na przeciwny pas i uderzyło w niego. Wpadł do rowu. Jerzy ocknął się po prawie dwóch godzinach. Rozejrzał się, ale brata nie zauważył. Poszedł po pomoc. Zwłoki Andrzeja znaleziono w rowie, ponad 100 metrów od miejsca wypadku. - Może jakby się kierowca zatrzymał i wezwał pomoc, to syna by jeszcze uratowali - rozpacza ojciec braci.
Na przesłuchaniu Łukasz B. przyznał się do spowodowania wypadku. Za to, co zrobił, grozi mu nawet 12 lat więzienia. Włodawska prokuratura skierowała do sądu wniosek o jego aresztowanie. - Sąd uznał, że areszt byłby nieadekwatną reakcją na zachowanie podejrzanego - czyta uzasadnienie sądowej decyzji Dorota Wierzejska, prezes Sądu Rejonowego we Włodawie. - Ponadto Łukasz B. nie zna świadków i nie ma podstaw, by uznać, że może na nich wpływać.
- Jak to nie zna?! - oburza się rodzina zabitego. - Przecież on się tu wychował. Przychodził do Andrzeja.
W poniedziałek wieczorem Łukasz B. był już na wolności. Musi zgłaszać się w komendzie. Włodawska prokuratura nie zgadza się z decyzją sądu. - W tym tygodniu złożymy zażalenie - zapowiada Bogusław Lechocki, zastępca prokuratura rejonowego we Włodawie.