Pustoszeją składy węgla na Lubelszczyźnie, wydłużają się kolejki ciężarówek przed kopalniami. Lada dzień węgla może zwyczajnie zabraknąć.
Wrona ma w swoim składzie około 150 ton zapasu. To bardzo mało. Jesienią sprzedaje średnio 3 tys. ton. – W tym roku może być jeszcze większy popyt, bo sporo ludzi zrezygnowało z ogrzewania drogim gazem – mówi.
Mimo że ruch nie jest jeszcze duży, węgla jest już niewiele w jednym ze składów w Lubartowie. – Dostawę mieliśmy we wtorek, a na placu zapasu praktycznie nie ma – mówi Barbara Matyjaszczyk, współwłaścicielka składu. – Nawet nie wiemy, kiedy znowu węgiel przyjedzie. Liczymy, że jeszcze dzisiaj, ale może być dopiero po niedzieli.
Pracownik jednego ze składów w Biłgoraju twierdzi, że kopalnie nie chcą przyjmować nawet przedpłat na dostawę. Kierowcy, którzy jeżdżą na Śląsk, opowiadają o kolejkach, w których stoi nawet do 200 samochodów. Pół biedy, jeżeli załadunek odbywa się rytmicznie. Najgorzej gdy następuje przerwa, bo kopalnia musi załadować kilkadziesiąt wagonów węgla na eksport. – Przynajmniej dobę dłużej trzeba czekać – mówią kierowcy.
Na razie brakiem węgla nie martwią się w Białej Podlaskiej. – Faktycznie, zdarzają się przerwy w dostawach, ale wczoraj dostaliśmy transport orzecha – mówi Czesława Jankowska, zastępca kierownika składu opału nr 4. – Na razie więc węgla wystarcza.
Podobnie jest w składzie przy ul. Diamentowej w Lublinie. Tutaj węgiel przyjeżdża średnio co dwa dni. – Na życzenie klientów zamówiliśmy wczoraj po raz pierwszy węgiel z Bogdanki – mówi Anna Typa, zastępca kierownika składu.
Lubelski węgiel kiedyś nie cieszył się uznaniem. Teraz ludzie patrzą na cenę, a ten z Bogdanki jest po prostu tańszy. – Głównie za sprawą niższych kosztów transportu – podkreśla Mirosław Taras, dyrektor handlowy kopalni. – Ostatnio w kolejce po odbiór naszego węgla trzeba było czekać nawet 4 dni. Trochę udało nam się ten czas skrócić. Niestety, mamy do czynienia z tradycyjną jesienną gorączką i nic nie jesteśmy w stanie zmienić.
Jesienny wzrost zapotrzebowania na węgiel jest od zawsze taki sam – pieniądze na jego zakup wydajemy, gdy zaczynamy marznąć. Mieszkańcy wsi, którzy są głównymi odbiorcami, dopiero po jesiennych zbiorach mają pieniądze na zakupy. Zaś właścicieli składów nie stać na zakup nawet tańszego węgla wiosną i zamrożenie wyłożonych pieniędzy nawet na 8 miesięcy