Wojciech Sawa, wójt Dorohuska, rozwiązał protest przewoźników blokujących przejście graniczne w Dorohusku. Protestujący są zaskoczeni i zapowiadają odwołanie się od decyzji wójta Sawy.
– Podjąłem decyzję o rozwiązaniu protestu na granicy z rygorem natychmiastowej wykonalności – mówi Wojciech Sawa, wójt Dorohuska. – Przesłanką ustawową jest fakt, że protest powoduje olbrzymie straty prywatnych przedsiębiorców oraz spółek Skarbu Państwa. Miałem w tej sprawie bardzo dużo sygnałów. Protestujący muszą się do tej decyzji zastosować bezzwłocznie. Mogą się od niej odwołać do Sądu Okręgowego w Lublinie w terminie 7 dni – dodaje wójt.
– Jestem zaskoczony decyzją wójta. Zaraz jadę na granicę. Na pewno odwołamy się od decyzji wójta – mówi Rafał Mekler, jeden z organizatorów protestu w Dorohusku. Mekler jeszcze o godzinie 12 był w Warszawie, na rozmowach dotyczących właśnie tego protestu. – Atmosfera jest bardzo napięta, ale dostosujemy się do decyzji wójta Dorohuska i opuścimy granicę. Na pozostałych przejściach, w Hrebennem, Korczowej i Medyce, nasz protest trwa. Na pewno odwłołamy się do sądu w terminie 7 dni. Mieliśmy podobną sprawę w Koroszczynie i wygraliśmy ją w sądzie – dodaje Mekler.
Przypomnijmy, że korzenie tego konfliktu tkwią w decyzji Unii Europejskiej z 1 lipca 2022 r. Kierowcy ukraińscy zostali czasowo zwolnieni z obowiązku posiadania zezwoleń na wjazd do Unii Europejskiej. Ta liberalizacja przewozów drogowych stała się jednym z głównych powodów zorganizowania przez przedstawicieli branży transportowej protestu na polsko-ukraińskiej granicy.
Protestujący od początku listopada przewoźnicy domagają się rewizji umowy Unia Europejska-Ukraina, poprzez powrót do systemu zezwoleń drogowych na wykonywanie międzynarodowego transportu drogowego. W ramach prowadzonego protestu blokadzie nie podlegają towary wojskowe, humanitarne, ładunków niebezpiecznych (ADR), żywe zwierzęta i żywność szybko psująca się.
Domagają się także zmian w działającej po stronie ukraińskiej tzw. e-kolejka. Przewoźnicy twierdzą, że ukraiński system dyskryminuje polskich przewoźników. Wprowadzenie obowiązkowej e-kolejki spowodowało, że polscy kierowcy muszą pozostawać na terytorium Ukrainy do kilkunastu dni, będąc niekiedy przesuwanymi na koniec kolejki bez żadnego powodu. Faworyzowane są za to przewozy realizowane przez firmy transportowe należące do ukraińskich oligarchów. Ich ciężarówki nie czekają na granicy ukraińsko–polskiej.
W 2021 r. udział polskich przedsiębiorców w przewozach drogowych wykonywanych w relacji: Polska-Ukraina wynosił około 38 proc., zaś przewoźników z Ukrainy 62 proc. Według stanu na koniec października 2023 r. polscy przewoźnicy drogowi wykonywali zaledwie około 8 proc. takich przewozów, natomiast zdecydowana większość, 92 proc. przewoźnicy z Ukrainy. Wiceminister R. Weber podkreślił, że dysproporcja w tym zakresie jest bardzo widoczna.