Do kredowych podziemi przedostaje się woda. Chełmscy urzędnicy już drugi rok debatują w tej sprawie, a jeskinie niszczeją.
- Po większych deszczach w zagrożonych miejscach rozkładamy folie i zbierające wodę gąbki. Efekt jest mizerny - mówi Grażyna Biernacka, szefowa spółki, która użytkuje podziemia. O wszystkim, co się dzieje, na bieżąco informuje właściciela, czyli Urząd Miasta. Kilkakrotne wizje lokalne, między innymi z udziałem konserwatora zabytków, nie przyniosły skutku.
- Oczekuję, że w krótkim czasie wokół zabytkowych piwnic zostanie wykonana pozioma i pionowa izolacja - mówi Stanisława Rudnik, kierownik chełmskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Lublinie. - Należy zadbać także o odprowadzanie gromadzącej się w podziemiach wody do kanalizacji burzowej.
Przecieki Biernacka obserwuje od dwóch lat. Tymczasem Biuro Inwestycji Miejskich jeszcze nie uporało się z dokumentacją takiej przebudowy placu, aby woda przez niego nie przeciekała.
Eksperci nie widzą jeszcze większego zagrożenia dla zwiedzających, dlatego nie wyłączono zawilgoconych części podziemi z trasy turystycznej. Ale też sprawy nie bagatelizują. Jeśli do tej pory w ciągu roku wystarczała jedna górnicza ekspertyza, dopuszczająca podziemia do zwiedzania, to teraz wymagane są już dwie.
Ta dodatkowa sporządzana jest tuż przed rozpoczęciem turystycznego sezonu.
Biernacka nawet nie chce myśleć, że nadzór górniczy - z uwagi na zagrożenie katastrofą budowlaną - każe zamknąć podziemia. Potrzeba byłoby lat, żeby ludzie znowu zechcieli przyjeżdżać do Chełma, aby zwiedzić jego największą osobliwość.