Na oddziale pediatrii chełmskiego szpitala dwie doświadczone lekarki wypowiedziały klauzulę opt-out. W tej sytuacji dyrektor podjął decyzję o zawieszeniu oddziału, a mali pacjenci zostaną wypisani do domów lub przewiezieni do innych szpitali w regionie.
To pierwszy taki przypadek w województwie po tym, jak w listopadzie ub. roku lekarze zaczęli masowo wypowiadać klauzule opt-out, które pozwalały im na pracę powyżej ustawowych 48 godzin tygodniowo. Taki protest ma pokazać, jak duże są braki kadrowe, z którymi rząd nic nie robi.
– Bez tych lekarzy od 9 lutego nie sposób będzie ułożyć grafika dyżurów – mówi Mariusz Kowalczuk, zastępca dyrektora do spraw administracyjnych Samodzielnego Publicznego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Chełmie. – Z braku możliwości oddział będzie zawieszony od 10 do 28 lutego. Co będzie dalej, nie wiem.
W środę na Oddziale Dziecięcym chełmskiego szpitala zajętych było 15 z 25 łóżek. Czuwające przy swoich dzieciach matki już wiedzą, że los oddziału jest przesądzony.
– To bardzo trudna sytuacja – mówi mama małego Gabrysia, który na oddział trafił z ponad 40-stopniową gorączką. – Zawieszają oddział, kiedy nasila się wirus grypy i coraz więcej dzieci trzeba hospitalizować. Niech lekarze walczą o swoje, ale nie kosztem pacjentów – apeluje.
>>> Przeczytaj także: Dziecko miało 40 stopni gorączki. "Pielęgniarka nie chciała przyjechać i zrobić zastrzyku"
Do 9 lutego mali pacjenci mają być wypisani do domów, bądź przewiezieni do szpitali w Krasnymstawie, Włodawie czy Lublinie.
Położony najbliżej Krasnystaw nie odmówi pomocy. – We wtorek na oddziale dziecięcym na 18 łóżek mieliśmy ośmiu pacjentów – mówi Piotr Matej, dyrektor miejscowego szpitala. – W sytuacji krytycznej mamy możliwość dostawienia kolejnych łóżek. Stać nas również na skierowanie tam do pracy dodatkowych osób, w tym przede wszystkim pielęgniarek.
Arnold Król, dyrektor SPWSS w Chełmie zapewnia, że podjęcie decyzji o zawieszeniu oddziału było dla niego bardzo trudne.
– Niestety dyżury są ułożone jedynie do 9 lutego – mówi dyrektor. – Do tego czasu większość dzieci uda się wypisać do domów. Rozmawiałem z lekarzami, którzy wypowiedzieli klauzulę opt-out i prosiłem ich, aby mali pacjenci nie byli zakładnikami w ich proteście. Do 9 lutego jest jeszcze trochę czasu i mam nadzieję, że jeszcze zmienią swoje decyzje.
Dyrektor Król nie ukrywa, że zabiega o przyjęcie do pracy nowej lekarki pediatry. Rozgląda się też za kolejnymi specjalistami w tej dziedzinie. Nie ma jednak dodatkowych pieniędzy na płace. Obawia się też, że sytuacja, jaka powstała na pediatrii może się przenieść na inne oddziały – ortopedię czy chirurgię. Przyznaje natomiast, że szczególnie w przypadku pediatrii deficyt lekarzy najbardziej dawał się we znaki.
– Długo byłyśmy cierpliwe – mówi Grażyna Dobosz-Jastrzębska, jedna z lekarek, która wypowiedziała klauzulę opt-out. – Liczyłyśmy na to, że dołączą do nas nowi lekarze i jakoś przetrwamy. Tymczasem nasza sytuacja stała się nie do zniesienia. Pracujemy od 250 do 300 godzin w miesiącu. W tym są także dyżury nocne. Ponadto pacjenci traktują nasz oddział niczym SOR.
Dobosz-Jastrzębska nie ukrywa, że czara goryczy przelała się po tym, jak minister zdrowia obwieścił, że przychodzący do pracy rezydent otrzyma podstawową pensję o tysiąc złotych wyższą niż ona, doświadczony specjalista. O swoją przyszłość się nie obawia. Wciąż przyjmuje wiele telefonów z propozycjami pracy.
– Jesteśmy w stałym kontakcie z dyrektorem Arnoldem Królem – mówi Katarzyna Olchowska, kierownik Oddziału Komunikacji Społecznej Urzędu Marszałkowskiego, któremu podlega chełmski szpital. – Wiemy, że zabiega on o kolejnych lekarzy dla oddziału dziecięcego. Mamy nadzieje, że ten oddział szybko wznowi działalność. Podkreślam, że UM nie odpowiada za bieżącą politykę finansową, płacową i kadrową w szpitalu. To kompetencja dyrektora.
O zawieszeniu oddziału dziecięcego został już powiadomiony wojewoda lubelski.
– Z uwagi na zaistniałą sytuację oraz bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańców spotkałem się pilnie z ministrem zdrowia. Przekazał mi, że niezwłocznie podejmie stosowne interwencje w tej sprawie – mówi wojewoda Przemysław Czarnek.
>>> Protest lekarzy
Lekarze zaczęli masowo wypowiadać klauzule opt-out w listopadzie ubiegłego roku. Każdy, kto to zrobił może pracować maksymalnie 48 godzin tygodniowo. Oznacza to maksymalnie 2–3 dyżury w miesiącu. Dotychczas lekarze pracowali w wymiarze 48–72 godziny tygodniowo, a czasem nawet większym.
Z tego powodu zagrożony zamknięciem był m.in. szpital w Bychawie. Sytuację udało się co prawda opanować, ale tylko tymczasowo.
– Doszliśmy do porozumienia. Lekarze zgodzili się podpisać klauzule, ale tylko na pół roku. To czas, w którym musimy znaleźć dodatkowych lekarzy do obsady dyżurów – mówi Piotr Wojtaś, dyrektor SPZOZ w Bychawie. – Szukamy takich osób, jesteśmy już na etapie rozmów. Wiadomo, że bez lekarzy szpitala nie będzie, zwłaszcza takiego małego, jak nasz.
W lepszej sytuacji jest szpital kliniczny nr 4 w Lublinie. Pod koniec roku opt-outy wypowiedziało tam w sumie 81 lekarzy (50 rezydentów i 31 specjalistów), ale placówka nie ma problemu z organizacją dyżurów, nie musi zamykać oddziałów.
Wypowiadanie klauzuli opt-out to pokłosie protestu rezydentów, którzy domagają się wzrostu nakładów na ochronę zdrowia do poziomu 6,8 proc. PKB w szybszym tempie niż proponuje rząd (w ciągu trzech lat, a nie do 2025 roku). Rezydenci chcą także powołania zespołu, który zająłby się analizą i renegocjacją zapisów ustawy regulującej minimalne wynagrodzenia pracowników ochrony zdrowia oraz podwyższenia swoich wynagrodzeń do 1,05 średniej krajowej. (kp)
Zobacz także: Trzydziestu lekarzy odchodzi ze szpitala w Choroszczy (woj. podlaskie). Nie chcą zarabiać gorzej niż rezydenci
Wideo: TVN 24 / x-news