Nad placem Litewskim unosi się pewnie jeszcze zapach dymu i benzyny po szalonych strażakach Bangditos, w sieci krążą tysiące zdjęć robionych buskerom, uczestnikom Urban Highline i w czasie warsztatów. Trwają dyskusje: a widziałeś tego zielonego gościa? A te panienki? A tego zaje… co rzucał nożami i zasuwał na rowerku? Za nami cztery dni z Carnavalem Sztuk-Mistrzów.
W dużym namiocie można było dwa razy zobaczyć Erica Longequela, Jordaana de Cuypera, Sandera de Cuypera i Brama Dobbelaere'a czyli członków grupy Ea Eo. Ich show "m2" był pomyślany jako przeplatanka żonglersko-sprawnościowych numerów z teatralnie ujętym życiowym problemem: czterech żonglerów jest gwałtownie i nieodwracalnie skonfrontowanych z brakiem życiowej przestrzeni. Publiczności się podobało.
Czekając na spektakle lub po nich, widzowie dyskutowali zajmując się głównie porównaniem tegorocznego festiwalu z jego pierwszą, zeszłoroczną edycją.
Organizatorzy tegorocznego Carnavalu Sztuk-Mistrzów mieli kłopot, bo w zeszłym roku to była nowość, było o wiele więcej pieniędzy w budżecie i była lepsza aura. Widzom tegorocznym już "prosty żongler” nie imponował. Stąd zapewne narzekania, że zeszłoroczna edycja była ciekawsza, a gwiazdy większe.
Na pewno można narzekać na gorzej przygotowaną czwartkową paradę. Nie było reżysera, mistrza ceremonii, który by zapanował nad ludzką rzeką. Nawet prezydent miasta nie miał komu władzy przekazać.
Sytuację ratował słoń (słonica) z Teatru Klinika Lalek, ale jeden słoń parady nie udźwignął. Choć robił co mógł.
Piątkowa Gala Show XY nie była tak różnorodna i dynamiczna jak gale w zeszłym roku. Osobiście brakowało mi na niej kogoś tak szalonego jak Mr.Toons (pan wchodzący do zielonego balonika, jeśli ktoś nie pamięta) bo lubię płakać ze śmiechu.
Ale i na tym Carnavalu można było sobie znaleźć idola. Ja zapisuję się do fanklubu Denisa Paumier, który potrafił wytresować białe kuleczki i Les Apostrophes, choć nienawidzę porów.