Epic/Sony Music
Oczywiście, można wydać kompilację po prostu dlatego, że wypada coś takiego mieć w dyskografii, a nazbierało się wystarczająco dużo materiału, w tym przede wszystkim przebojów, by zebrać je na jednym albumie. I tak to z grubsza wygląda w przypadku Brandona Boyda i jego kompanów.
Jednak uważniejsze przyjrzenie się repertuarowi składanki "Monuments and Melodies” odsłania jego ciekawy aspekt, wiele mówiący o intencjach muzyków, którzy postanowili podsumować własną działalność.
Otóż kalifornijscy rockmani nie zaczynają przeglądu swojego singlowego dorobku od samego początku, lecz od przebojów wykrojonych z trzeciego longplaya "Make Yourself” z 1999 roku. Dziesięć lat, jakie upłynęły od jego wydania, są właśnie tym pretekstem, który skłonił kapelę do publikacji retrospektywnego albumu. I nie ma się co dziwić, że to ważny dla niej jubileusz. W sensie popularności wtedy wszystko się zaczęło.
Z tamtego przełomowego czasu mamy tu między innymi hity "Pardon Me”, "Stellar” i "Drive”. To połączenie rockowego uderzenia, funkowej pulsacji i efektów hiphopowych, nazywane nu metalem, było wówczas bardzo świeże i modne. Po latach słucha się go całkiem przyjemnie. Szczególnie dobrze brzmi rozkołysana piosenka "Drive” – z dużą dawką instrumentów akustycznych, podśpiewywaniem na sylabach i napędzającym całość skreczem.
Na "Monuments and Melodies” składają się dwie płyty. Oprócz dysku z przebojami jest cedek z rarytasami. Jego największa atrakcja to cover "Let's Go Crazy” Prince'a.