Atlantic/Warner
Ale oto ukazał się album świadczący, że w przypadku pewnego osobnika te przeciwstawne procesy zaszły w ostatnim czasie.
Chodzi o 22-letniego Paolo Nutiniego, którego biografia już wcześniej prezentowała się bajkowo. Wbrew imieniu i nazwisku to nie obywatel Włoch, tylko Brytyjczyk z włosko-szkockimi korzeniami mieszkający w Londynie. Miał 18 lat, kiedy wysłał demo do wydawnictwa Atlantic Records. Niemal od razu dostał kontrakt, a rok później miał już debiutancki longplay „These Streets”.
Magii bardzo ładnego chłopaka z zaskakująco dojrzałym głosem uległa europejska i amerykańska publiczność. Było kilka hitów, a płyta długogrająca rozeszła się w nakładzie ponad dwóch milionów egzemplarzy. Repertuar Nutiniego był wówczas dojść jednolity – poprockowe piosenki z soulowym wokalem, zwykle opowiadające prostymi słowami o przygodach z dziewczynami.
Wszyscy, a szczególnie ludzie z Atlantic Records, spodziewali się, że na drugi album artysta przygotuje utwory będące kontynuacją stylistyczną zawartości „These Streets”. Że po prostu rozwinie zwycięską formułę. Tymczasem Nutini stworzył zestaw numerów od Sasa do lasa. Jak wielu początkujących muzyków, którzy dopiero szukają swojej drogi. Szefostwo wydawnictwa było zirytowane repertuarem, w którym obok kawałków poprockowo-soulowych znalazły się skoczne kompozycje reggae’owe i jazzowe oraz minorowe bluesowe i country’owe.
W końcu Nutini jakoś przekonał firmę do wydania albumu. Pilotowany piosenką „Candy” w znajomym stylu zadebiutował w Wielkiej Brytanii od razu na pierwszym miejscu listy bestsellerów. Ale nabywcy mają zapewne twardy orzech do zgryzienia słuchając całości. Zaakceptowanie tego rozrzutu może jednak ułatwić zagłębienie się w teksty. Ich zróżnicowane tematyka i charakter uzasadniają w pewnej mierze rozmaitość stylistyczną i nastrojową muzyki. A przy tym to naprawdę dobrze napisane rzeczy. Jako poeta Nutini niewątpliwie dojrzał.