Mniej lub bardziej znane, najczęściej jednak pozostające w cieniu mężczyzn. To oni byli w blasku chwały. One musiały się zadowolić radością zwycięstwa. A czasem i zasmakować goryczy, bo niekiedy to zwycięstwo oceniają jako nie do końca takie, jakie miało być. Oto dziewczyny z Solidarności.
Anna Herbich po dwóch książkach o historii Dziewczyn z Powstania (2014) i Syberii (2015) sięga po bliższą nam historię – okresu PRL. „Dziewczyny z Solidarności” to 11 opowieści kobiet, które za solidarność z drugim człowiekiem, za działalność opozycyjną zapłaciły wysoką cenę. Siedziały w więzieniu, ukrywały się przed milicją, przez poświęcenie dla konspiracji przegrywały swoje życie zawodowe i rodzinne.
Beata Górczyńska tuż przed maturą trafiła do więzienia za dystrybucję podziemnej literatury. Gorzko konstatuje, że Jadwiga Kmicińska, porucznik Służby Bezpieczeństwa, która w 1986 r. przyszła na rewizję do jej domu, w 1997 r. dostała Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski od prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, za „wybitne zasługi w umacnianiu bezpieczeństwa i porządku publicznego”. Górczyńska w 2013 roku od prezydenta Bronisława Komorowskiego również dostała Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Można więc powiedzieć, że państwo polskie uznało zasługi demokratycznej opozycjonistki i funkcjonariuszki komunistycznego aparatu represji za takie same.
Wiele zarzutów do wolnej Polski ma też Joanna Gwiazda. Według niej już nawet sam strajk w stoczni był „po części prowokacją władz”. W 1985 r. jej mąż Andrzej Gwiazda został skazany za swoją działalność opozycyjną. A po przemianach ustrojowych, ten sam sędzia, który go skazał, awansował na prezesa sądu rejonowego. Boli ją to, że po 1989 r. nie było prawdziwego rozliczenia z komunistami.
Politykę „grubej kreski” po 1989 r. popiera za to Izabella Cywińska, która za wystawienie sztuki o krwawych wydarzeniach 1956 r. w kierowanym przez nią Teatrze Nowym w Poznaniu, była internowana w stanie wojennym, a w 1989 r. została ministrem kultury w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Według niej skakanie sobie do gardeł w okresie przemian nic dobrego by nie przyniosło.
Joanna Wojciechowicz, późniejsza założycielka i szefowa Gdańskiej Agencji Informacyjnej „S”, w swojej opowieści o strajku w Stoczni Gdańskiej wspomina ciekawe historie „od kuchni”, jak np. temat zakupu świeżych koszul dla liderów Andrzeja Gwiazdy i Lecha Wałęsy. I to, że Anna Walentynowicz nie chciała się zgodzić na taki wydatek ze wspólnej kasy.
Najpiękniej o tym, czym była „Solidarność” mówi z kolei Hanna Grabińska, współpracowniczka ks. Jerzego Popiełuszki: „Solidarność to nie tylko walka uliczna z milicją, strajki, pisanie odezw i drukowanie bibuły. To była codzienna pomoc, udzielana dziesiątkom tysięcy Polaków znajdujących się w sytuacji krytycznej. To była solidarność”.
Książka "Kobiety z Solidarności" oczywiście ma na celu zaakcentowanie obecności i roli pań w tym ruchu, który przewrócił do góry nogami porządek w Polsce. Ale w żaden sposób nie należy traktować jej jak jakiejś babskiej opowieści. Występujące tu osoby to działaczki pełną gębą. Niejeden polityk, walczący z "komuną" dziś, chciałby móc się pochwalić takim życiorysem.