Na przekład ostatniego tomu, wieńczącego trylogię Cormaca McCarthy'ego wielbiciele jego prozy czekali kilkanaście lat. Wreszcie po "Rączych koniach” i "Przeprawie” ukazała się "Sodoma i Gomora” w której splata się życie Johna Grady'ego Cole'a i Billy'ego Parhama, bohaterów pierwszego i drugiego tomu.
Ale przecież życie na rancho w El Paso trochę się zatrzymało w miejscu. I tak by może toczyło się bez większych emocji, gdyby nie to, że John zakochał się. Zakochał się w prostytutce do szaleństwa i chce się z nią ożenić.
To nieuchronnie pociąga za sobą zemstę alfonsa, który uważa dziewczynę za swoją własność. To musiało prowadzić do takiego końca, do jakiego doprowadziło…
Fabuła wydaje się z pozoru prosta, ale trzeba dać się pochłonąć tej prozie niezwykłej, niespiesznej, przestrzeni często okrutnej i wypełnionej brutalną, męską walką. Cormac jest przy tym niezwykle oszczędny w słowach – jego niemal ascetyczny styl podkreśla surowe życie, bezwzględne prawa i sytuacje z których nie ma dobrego wyjścia.
A przecież w tym świecie tak często okrutnym znajduje się miejsce na miłość, która wprawdzie nie jest pocieszeniem, na przyjaźń, która nie zawsze może być pomocna.
O tych trzech tytułach McCarthy'ego napisano, że "stworzył dzieło wspanialsze i głębsze niż jakakolwiek książka. Tacy pisarze mogą mierzyć się jedynie z bogami”. Trochę to pompatyczne, a może i na wyrost, jednak książka świetna.
Zapowiedzi wydarzeń z regionu znajdziesz na strefaimprez.pl