To interesująca książka, choć – można sądzić – nie wszystkich czytelników przekona. Pamiętamy inny tytuł i innego autora – R. Moody'ego "Życie po życiu”, które miało tyluż zwolenników co przeciwników, tyle razy książkę brano poważnie, ile obśmiewano. Jak będzie teraz, zważywszy na osobę autora? Czy jest bohaterem i narratorem wiarygodnym?
Pisze: "przez piętnaście lat pracowałem na harvardzkim wydziale lekarskim jako profesor nadzwyczajny. Specjalizowałem się w neurochirurgii. Operowałem niezliczonych pacjentów z których wielu cierpiało na poważne, groźne dla życia choroby mózgu”.
O osiągnięciach profesora można by jeszcze długo. Choćby po to, żeby uwiarygodnić to, o czym za chwilę opowie. Oto w 2008 roku zapadł na chorobę, skutkiem której przez siedem dni był w śpiączce. "W tym czasie cała kora nowa mojego mózgu – jego zewnętrzna powierzchnia, która czyni nas ludźmi – przestała działać. Wyłączyła się. Zupełnie, jakby nie istniała”.
To było doświadczenie bliskie śmierci. Sam profesor przyznaje, że spotykał się z opowieściami ludzi, którzy twierdzili, że wrócili "z tamtego świata” i traktował te wynurzenia bardzo sceptycznie. Tymczasem, co przydarza się jemu?
Po tym, czego sam doświadczył uznał, że nie może tego zatrzymać dla siebie. Opisuje swoje przejście na drugą stronę tak jasno, jak to tylko możliwe. Nie jest to prosta sprawa dzielić się z innymi takimi doświadczeniami. On, profesor, który powinien wierzyć w prawa nauki, raptem mówi o poznaniu Boga na tamtym świecie i bezwarunkowej miłości, jakiej tam doznał.
Pisze o niebiańskim pięknie, jakie widział. Musi zmierzyć się teraz z wieloma problemami, a między innymi z przekonaniem innych o rzeczywistości tamtego zdarzenia, a także z własnym życiem w które już na zawsze wdarły się tamte wydarzenia i z poglądami, jakie musiał przewartościować. Ciekawa, świetnie napisana, choć wcale nie łatwa lektura. I ciekawe, czy po niej coś się zmieni w życiu czytelników?
Zapowiedzi wydarzeń z regionu znajdziesz na strefaimprez.pl