Niekiedy wydawca zachęca czytelnika reklamując książkę "wakacyjna lektura”. Zwykle chodzi i makulaturę dla oczu. Jeśli się toto zostawi na stacji benzynowej albo na ławce – mała strata. Dlatego o "Moście” nie mogę napisać, że to lektura idealna na wakacje, a bym chciała.
Geert Ludzer Mak jest historykiem, prawnikiem i dziennikarzem. Bohaterem swojej niewielkiej książki uczynił most Galata. Najbardziej chyba znane miejsce w Stambule. Najbardziej znane i dość niezwykłe, bo będące esencja miasta. Autor udowadnia, że można nie być nigdzie indziej i dowiedzieć się wszystkiego o mieście. A nawet całej Turcji.
Mak sprytnie oszukuje czytelnika, że przyszedł na most i wysłuchał spotkanych tam ludzi. Ot, tak sobie oparł się o barierkę, rozmawiał i notował. Reporterski styl sprawia, że prawie mu wierzymy.
Że na 500 metrach które łączą dwie kultury, dwie tradycje, miliony ludzkich historii – spotyka się cały świat. Owszem spotyka, ale trzeba to zobaczyć. Albo dać sobie pokazać. I dlatego niewielka książeczka "Most” musi znaleźć się w bagażu. Albo być lektura uzupełniającą po powrocie z wakacji. Możliwe, że wiele osób stwierdzi, że było w innym Stambule i, że musi tam wrócić.
Ostrzegam jednak osoby wychowane na prozie noblisty Orhana Pamuka, które kochają "Stambuł. Wspomnienia i miasto”. Będą rozczarowane chłodem narracji, precyzją i skromnością cytatów z historycznych książek o mieście. Zapewnie bibliografia w książkach obu panów by się momentami pokrywała. Ale obaj autorzy są… jak z dwóch brzegów mostu Galata. Choć bliska czasowo lektura obu tekstów też da satysfakcję.
agdy