Autorka powiedziała w jednym z wywiadów, że ksiądz Jan Twardowski – "poeta od biedronek” – nie wydawał się być interesującym bohaterem książki. Jednak, kiedy zaczęła badać jego życie, gdy dotarła do jego nieznanych, nie publikowanych zapisków, zaczęła się wyłaniać sylwetka kapłana zupełnie nie znanego.
Odpowiedzi na te pytania stwarzają niezwykły i inny, niż ten znany z mediów, obraz człowieka. Warto było poznać historię jego życia, jego słabości, talent i prostotę.
"Przyszła sława i ksiądz znany wcześniej niewielkiej liczbie ludzi, stał się znany wielu. I tych bardzo wiele osób, które pojawiły się w jego życiu, wypchnęło dawnych znajomych, których uważałbym za jego naturalne środowisko. Ci nowi nim zawładnęli. A ponieważ ci dawni odznaczali się jednak na ogół powściągliwością, kulturą, to nikt nie chciał się bić z nowymi” – powie Krzysztof Śliwiński.
Ksiądz poeta, którego tomiki rozchodziły się jak świeże bułeczki, nie miał pieniędzy na zeszyty, na rehabilitanta. W ostatnich latach życia wszystkiego mu brakowało. Nie uszanowano też jego ostatniej woli: mimo protestów rodziny i przyjaciół nie został pochowany na Powązkach wśród ptaków, drzew, wiewiórek, a w budującej się Świątyni Opatrzności. "Wspomina jeden z przyjaciół księdza obecnych na pogrzebie: brnęliśmy w błocie, cemencie, przez plac budowy. Okropne wrażenie”.
Tę książkę trzeba przeczytać.